W zeszłym sezonie Toro Rosso zakończyło rywalizację w Formule 1 na przedostatnim miejscu w klasyfikacji konstruktorów. Pierre Gasly i Brendon Hartley zdobyli dla zespołu z Faenzy 33 punkty. Gorszym dorobkiem mógł pochwalić się jedynie Williams.
Cieniem na jazdę obu kierowców kładzie się fakt, że doprowadzili oni do kilku spektakularnych wypadków, na których zespół stracił sporo pieniędzy. - W zeszłym roku wydaliśmy 2,3 mln euro z powodu kolizji. W Barcelonie Gasly nie mógł nic zrobić w sytuacji, w której Grosjean doprowadził do karambolu. Tak samo we Francji, gdy na pierwszym okrążeniu zderzył się z Oconem - wyliczył Franz Tost, szef Toro Rosso.
Kilkukrotnie pecha miał też Hartley, którego wypadki wyglądały znacznie groźniej. - W Kanadzie zderzył się ze Strollem. Do tego doszła sytuacja na Silverstone, gdzie awaria zawieszania doprowadziła do fatalnego wypadku Brendona. Na Monzy został dotknięty przez Vandoorne'a i Ericssona. Za dużo było takich sytuacji - dodał Tost.
Mimo tych problemów, Austriak pozytywnie ocenia wydarzenia z ostatniego roku. Jego zespół dopiero rozpoczął współpracę z Hondą i nie zakładał, że po zmianie dostawcy silników zdobędzie aż tyle punktów. Najlepszy moment sezonu to Grand Prix Bahrajnu, w którym Gasly dojechał do mety na czwartej pozycji.
- Mieliśmy sporo pozytywów w tym roku, ale też niektóre wyścigi nie były dobre. Łatwo wskazać najlepszy występ, to czwarte miejsce Gasly'ego w Bahrajnie. Dobre wyścigi pojechał też w Monako i na Węgrzech. W Belgii nie zakładaliśmy, że zdobędziemy punkty, a to się udało. Tak samo w Meksyku - podsumował Tost.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 98. Włodzimierz Zientarski: Powrót Kubicy to w pewnym sensie medyczny cud