Włosi liczyli na to, że w roku 2019 w symulatorze będzie dla nich pracować Robert Kubica. Ferrari kusiło polskiego kierowcę wieloletnim kontraktem, ale ten wybrał regularną jazdę w barwach Williamsa w sezonie 2019. W tej sytuacji stajnia z Maranello skierowała się w stronę Pascala Wehrleina. Na transfer Niemca naciskał przede wszystkim Sebastian Vettel.
Wehrlein przez wiele lat był członkiem akademii Mercedesa, który zapewnił mu miejsce w F1 w latach 2016-2017. Niemiecki kierowca reprezentował wówczas barwy Manora i Saubera. Jego wyniki nie były jednak na tyle dobre, by zatrzymać miejsce w królowej motorsportu.
Wraz z końcem roku 24-latek rozstał się z Mercedesem, co otworzyło mu opcję związania się z Ferrari. Włosi byli w trudnej sytuacji, bo w zeszłym roku w symulatorze w Maranello pracowali Daniił Kwiat i Antonio Giovinazzi. Tymczasem obaj w nadchodzącym sezonie będą regularnie ścigać się w F1.
To jednak nie koniec transferów w Ferrari. Włosi mają świadomość, że jeden kierowca pracujący w symulatorze to za mało, by dogonić Mercedesa w królowej motorsportu. Szefowie zespołu rozważają kilka kandydatur. W grę wchodzą m.in. Brendon Hartley i Siergiej Sirotkin.
Z transferu Wehrleina do Ferrari ucieszy się Vettel, który żyje z rodakiem w dobrych relacjach. Niemiec niedawno sam przyznawał, że nie jest fanem pracy w symulatorze, więc liczy na wzmocnienie zespołu w tym aspekcie.
- Symulator jest bardzo ważny. Po treningach zmieniamy ustawienia samochodu, a osoby pracujące w fabryce je sprawdzają, wykonują niewdzięczną pracę, dlatego trzeba podziękować Kwiatowi czy Giovinazziemu za ciężką pracę. To nie jest najlepsze zajęcie do roboty w piątkowy wieczór, zwłaszcza gdy jesteś młodą osobą, ale to nam pomaga - mówił pod koniec roku Vettel.
ZOBACZ WIDEO: Grzegorz Baran nie ma wątpliwości. "W motocyklach możemy być w następnych latach potęgą"