Do pierwszego wyścigu Formuły 1 w tym sezonie pozostał nieco miesiąc, a fani zastanawiają się jaki wpływ na jakość rywalizacji będą mieć nowe przepisy związane z aerodynamiką. Od tego rok w królowej motorsportu zobaczymy bowiem mniej skomplikowane przednie i tylne skrzydła. Zdaniem właściciela F1, mają one uatrakcyjnić ściganie.
To będzie definitywny koniec Saubera. Czytaj więcej!
- Nie sądzę, aby cokolwiek się zmieniło. Charakterystyka samochodu w różnych obszarach toru jest inna, ale jeśli chodzi o jazdę samochodu za rywalem, to nie ma to większego wpływu - powiedział Christian Horner, szef Red Bull Racing.
Już wcześniej osoby związane z Red Bullem twierdziły, że zespół niepotrzebnie wydał 15 mln euro na opracowanie nowej aerodynamiki. Zdaniem Hornera, szefowie Liberty Media dość szybko zrozumieją, że popełnili błąd. Ogrom pracy do wykonania będą mieć za to inżynierowie.
ZOBACZ WIDEO Robert Kubica określił cel na sezon 2019. "Zawsze byłem kiepski w obietnicach"
- Myślę, że na początku roku wszystko stanie się jasne. Niektórzy to zrozumieją, niektórzy nie. W ciągu trzech, czterech miesięcy krzywa rozwoju będzie dość stroma, bo zespoły będą bazować na zdobytych danych - dodał.
Nieco inny pogląd na sprawę ma Liberty Media. Właściciel F1 uważa, że aerodynamika wprowadzona przed sezonem 2019 jest częścią zmian, do których wkrótce dojdzie w królowej motorsportu. Efekt finalny mamy zobaczyć w roku 2021, kiedy to zadebiutuje nowa generacja pojazdów F1.
- To naiwne mówić, że zmienimy przednie skrzydło i będziemy mieć lepsze wyścigi. Musimy mieć harmonię, wszystkie elementy muszą ze sobą współgrać. To dość kosztowna zmiana i oczywiście ciężar wydatków spadł na nas - stwierdził Horner.
Szef F1 nie rozumie krytyki. Czytaj więcej!
- Myślę, że wyścig w Australii będzie dokładnie taki sam jak przed rokiem. Problemem tego wyścigu nie są bowiem samochody, a tor. Nie ma tam dużych hamowań, nie ma dużej różnicy prędkości. Wyprzedzanie w Melbourne jest niemal niemożliwe - podsumował szef Red Bulla.