Racing Point niemal na ostatni moment złożył samochód na przedsezonowe testy Formuły 1. Przełożyło się to na dość kiepskie czasy Sergio Pereza i Lance'a Strolla w dotychczasowych sesjach. Problemy ze składaniem modelu RP19 to pokłosie problemów finansowych, jakie team z Silverstone miał latem ubiegłego roku.
Ekipa została uratowana przez Lawrence'a Strolla, który w Barcelonie z bliska obserwuje poczynania swojego syna i Pereza. - Zespół był bankrutem, gdy go kupowałem. Uratowałem go. Gdybym nie interweniował, mielibyśmy dziewięć zespołów w F1 w tym roku - stwierdził kanadyjski miliarder.
Problemy Williamsa zmartwieniem Mercedesa. Czytaj więcej!
Stroll jest świadom tego, że zespół nie miał odpowiedniego finansowania przez znaczną część ubiegłego roku, co doprowadziło do opóźnień w budowie nowego samochodu. Dlatego też nie martwią go słabsze wyniki testów w Barcelonie.
ZOBACZ WIDEO: Witold Bańka: Powrót Kubicy to niesamowita historia. Ktoś nagra o tym film
- Mamy bardzo jasną i długoterminową wizję. Testy w Barcelonie to jedno, ale myślimy też o roku 2020. Ten zespół ma ogromny potencjał. Pomimo ograniczonych zasobów, w ostatnich latach potrafił dokonywać cudów w F1. Do tego w sezonie 2021 mają dojść limity finansowe. To sprawia, że sytuacja staje się jeszcze bardziej obiecująca - dodał.
Zła wiadomość dla rywali jest taka, że Stroll dokapitalizował zespół swoimi środkami, dzięki czemu prace w fabryce ruszyły pełną parą i już na pierwszy wyścig w Australii jego ekipa przygotuje znacznie poprawiony samochód. Ma on być szybszy od tego, jaki zobaczyliśmy w Barcelonie.
Grand Prix Australii bez Nikiego Laudy. Czytaj więcej!
- Samochód w Australii będzie inny. Spodziewamy się też dość wyraźnej ewolucji tego modelu w trakcie sezonu. Gdy pojawimy się na wyścigu w Barcelonie w maju, to będzie już inna maszyna - wyjaśnił kanadyjski miliarder.