F1: Mattia Binotto potwierdził spekulacje. Włoch był bliski odejścia z Ferrari
Mattia Binotto potwierdził rewelacje włoskiej prasy. Włoch opuściłby Ferrari z końcem 2018 roku, gdyby nie rozwiązano jego konfliktu z Maurizio Arrivabene. Wojna o władzę doprowadziła do mianowania Binotto nowym szefem zespołu.
Binotto na łamach włoskiej prasy potwierdził, że relacje z Arrivabene były na tyle fatalne, że brał pod uwagę odejście z Ferrari z końcem 2018 roku. - Sądziłem, że nie jestem już w stanie dobrze wykonywać swojej pracy. I inni o tym wiedzieli - powiedział Włoch.
Max Verstappen znów uderza w Renault. Czytaj więcej!
Ostatecznie w Ferrari doszło do rewolucji. Arrivabene został pozbawiony funkcji szefa zespołu, na którą mianowano właśnie Binotto. Jest to zwieńczenie kariery Włocha, który pracuje w Maranello od 25 lat. - Brałem pod uwagę odejście, bo nie chodziło tylko o moje problemy. Liczy się cała grupa. Jeśli dyrektor techniczny nie może wykonywać swojej pracy właściwie, to przekłada się na efekty pracy podległych mu osób - dodał Binotto.
ZOBACZ WIDEO: Maciej Wisławski: Strach przed śmiercią schodzi w rajdach na dalszy planGdy pod koniec ubiegłego roku media żyły konfliktem w Ferrari, Binotto miał otrzymać oferty z Renault i Mercedesa. - Tak, to prawda. Inne zespoły mnie chciały, bo moje doświadczenie w F1 jest bardzo cenne. Jednak jestem wielkim fanem Ferrari. Kibicuję im od dziecka. Nigdy nawet nie myślałem o pracy dla innej firmy - stwierdził obecny szef Ferrari.
Red Bull grozi odejściem z F1. Czytaj więcej!
Binotto podkreślił przy tym, że nie ma żalu do Arrivabene, a ich konflikt dotyczył wyłącznie kwestii zawodowych. - Pracuje w Ferrari od 25 lat. Miałem szczęście przeżyć chwile chwały u boku Todta i Schumachera. Potem uczyłem się od kolejnych szefów jak Domenicali czy Arrivabene. Dziękuję im za to, nawet Maurizio. Mieliśmy dobre relacje osobiste, nie było żadnych waśni na tym polu. Problemy dotyczyły jedynie wizji, jaką ma obrać zespół, zarządzania grupą ludzi czy weekendu wyścigowego. Ścieraliśmy się na tym polu, każdy miał inny punkt widzenia - podsumował Włoch.