F1: Daniel Ricciardo - największy śmieszek w świecie wyścigów

Wymusił na innych kierowcach, by szampana na podium pili z buta. W czwartek zainicjował oklaski dla Roberta Kubicy. Oto Daniel Ricciardo. Największy śmieszek w świecie Formuły 1.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Daniel Ricciardo (P) Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Daniel Ricciardo (P)
Gdyby zapytać przeciętnego kibica o najbardziej zakręconego kierowcę w Formule 1, nie miałby problemu z odpowiedzią. Z twarzy Daniela Ricciardo bardzo rzadko znika uśmiech. Wszystko za sprawą australijskiego luzu, który wyniósł z domu.

W świecie, w którym nie brakuje sztuczności i momentami pychy, 29-latek wyróżnia się pozytywnie swoją autentycznością. W czwartek dodatkowo zaskarbił sobie sympatię polskich fanów, po tym jak wywołał oklaski dla Roberta Kubicy na konferencji prasowej.

Ricciardo lubi zaskakiwać
- Dokonał rzeczy niemożliwej. To kwestia jego charakteru. Nie wszyscy to doceniają. Nie mówię, że mamy mu bić brawo, ale… - po tych słowach Ricciardo w sali konferencyjnej w Melbourne rozbrzmiały oklaski dla Kubicy.

ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Orlen już wiele lat temu chciał kupić miejsce dla Kubicy w F1

Jako pierwszy brawa zaczął bić Sebastian Vettel, później dołączyli kolejni kierowcy i dziennikarze. To bez wątpienia był jeden z milszych momentów weekendu wyścigowego dla Kubicy, zważywszy na problemy Williamsa.

Nie był to jednak pierwszy raz, gdy Ricciardo sprowokował kolegów z toru do nietypowego zachowania. Był bowiem taki moment, gdy niekoniecznie chcieli wchodzić z nim na podium. Kierowca przywrócił bowiem do F1 w 2016 roku tzw. shoey, czyli australijski zwyczaj. Polega on na piciu alkoholu… prosto z buta.

Czytaj także: George Russell stara się być optymistą

Dzięki Ricciardo na podium zobaczyliśmy "shoey" w wykonaniu nie tylko kierowców, ale też gwiazdy Hollywood. W ten sposób szampanem "częstowani" byli m.in. sir Patrick Stewart oraz Gerard Butler.

- Jeśli szampan jest zimny, to smakuje naprawdę dobrze. W momencie, gdy połączysz go z aromatami ze spoconego, na dodatek jest ciepły… Możecie sobie tylko wyobrazić - żartował w jednym z wywiadów Ricciardo.

Nie pasuje do Formuły 1

Czasem można nawet odnieść wrażenie, że Ricciardo nie pasuje do świata Formuły 1. Niejednokrotnie można było zobaczyć obrazki, na których kierowca z Australii w garażu… tańczy, śpiewa. I to w czasach sesji treningowych. W sytuacji, gdy rywale potrzebują sporej dawki koncentracji, on stawia jak na totalny luz.

Zdarzało mu się nawet rywalizować z… synem Felipe Massy. 6-latek swego czasu okleił samochód Ricciardo naklejkami z numerem 19, z którym startował jego ojciec. Na tym się jednak nie skończyło, bo mały Brazylijczyk chciał się pościgać z Australijczykiem gokartami. Ricciardo wyzwanie przyjął, a oto jego efekty.

Kierowca niespełniony

Ricciardo przeniósł się do Europy w roku 2007 i postawił na ściganie we Włoszech. Tam poznał Kubicę, dlatego też pozdrowienia na czwartkowej konferencji nie były przypadkowe. Piął się stopniowo po szczeblach kariery, aż został zauważony przez Red Bulla. Trafił pod skrzydła tej firmy, co zaprowadziło go do F1.

Australijczyka z Kubicą łączy też osoba Simone Renniego. W roku 2010 był on inżynierem wyścigowym Polaka, ale po jego fatalnym wypadku musiał poszukać sobie innych opcji. Z czasem los doprowadził go do pracy u boku kierowcy z Antypodów.

Ricciardo dorobił się miana jednego z lepszych kierowców w stawce, a eksperci twierdzą, że wyprzedzanie to jego drugie imię. Żaden z pozostałych zawodników z taką gracją i łatwością nie potrafi planować manewrów na torze jak Ricicardo.

Czytaj także: Kubica i Williams muszą patrzeć na czasy

Mimo tego, Australijczyk ma na swoim koncie ledwie siedem zwycięstw w F1. Nie miał bowiem szczęścia. Do Red Bull Racing trafił w momencie, gdy skończył się jej okres dominacji. Chociaż w roku 2014 potrafił zdystansować Sebastiana Vettela, to o walce o tytuł z Mercedesem nie mógł nawet marzyć.

Ricciardo marzył, że po sezonie 2018 trafi do bardziej konkurencyjnej ekipy, bo końca dobiegał jego kontrakt z Red Bullem. Australijczyk liczył na zainteresowanie ze strony Mercedesa lub Ferrari. Tyle że rywale wybrali inne opcje. On sam, widząc jak w zespole rośnie mu konkurencja w postaci wschodzącej gwiazdy Maxa Verstappena, postanowił odejść do słabszego Renault.

- Nie żałuję swojej decyzji. Znalazłem odpowiedni balans w życiu - mówił po swojej decyzji, z charakterystycznym dla siebie uśmiechem na ustach.

Być może przez najbliższe dwa lata nie będziemy go oglądać na podium i zatęsknimy za "shoey". Jednak nic w karierze Ricciardo nie jest jeszcze przesądzone. Być może czołowy zespół zgłosi się po niego w roku 2021. Albo wspólnie z Renault zanotuje taki progres, że powalczy z Francuzami o tytuł.

Czy spodobał ci się gest Daniela Ricciardo względem Roberta Kubicy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×