Marzenia Charlesa Leclerca o wygranej w Grand Prix Bahrajnu prysły jak bańka mydlana na dziesięć okrążeń przed metą, po tym jak jego silnik w jego Ferrari zaczął słabiej pracować. Z komunikatów radiowych wynikało, że w samochodzie Monakijczyka doszło do problemów z MGU-H.
Po wyścigu głos w tej sprawie zabrał Mattia Binotto, który zapewnił, że system odzyskiwania energii nie uległ awarii. Usterka i spadek mocy miały dotyczyć wyłącznie silnika spalinowego.
Czytaj także: Nico Rosberg gani Sebastiana Vettela
- Sprawdzamy go. Nie znamy jeszcze dokładnej przyczyny tego, co się stało. Jednak to kwestia silnika spalinowego. Na jednym z cylindrów mieliśmy problem ze spalaniem. Nie wiem, skąd wzięły się plotki o uszkodzonym MGU-H - zdradził szef Ferrari w rozmowie z "Motorsportem".
Włoch zapewnił, że inżynierowie w Maranello dokładnie sprawdzą, co stało się z jednostką napędową. - Gdy tylko pojawi się w fabryce, zostanie poddana testom. Gdy dojdzie do czegoś tak poważnego, trzeba to starannie sprawdzić. Skoro jednostka działała pod koniec wyścigu, to powinna też funkcjonować w kolejnych - dodał Binotto.
Czytaj także: Hamilton współczuje Leclercowi
Binotto wierzy, że Leclerc będzie mógł jeszcze skorzystać z silnika, który przysporzył mu problemów w Bahrajnie. - Założymy go w samochodzie na piątkowe treningi w Chinach i będziemy mieć cały dzień, aby ocenić jego zachowanie - zapewnił.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Szanse Roberta Kubicy w zespole Williamsa? Musimy zejść na ziemię