F1. Rośnie następca Roberta Kubicy. Dostrzegł go wielki łowca talentów!

Archiwum prywatne / Robert Liwiński / Na zdjęciu: Dawid Liwiński
Archiwum prywatne / Robert Liwiński / Na zdjęciu: Dawid Liwiński

- Bez wątpienia bardziej wolę określenie "następca Kubicy" niż "następca Verstappena" - mówi Dawid Liwiński, który niemal powtórzył historyczny wyczyn Roberta Kubicy. Teraz czas na Formułę 1!

W tym artykule dowiesz się o:

- Czasem słyszę o sobie "następca Kubicy", ale częściej przez to, że na stałe mieszkam w Holandii, ścigam się z holenderską licencją i jestem mało znany w Polsce, słyszę "następca Verstappena". Może właśnie teraz, po tym małym sukcesie, będę bardziej kojarzony z Robertem Kubicą? Bez wątpienia wolę to bardziej od łączenia z Verstappenem - mówi WP SportoweFakty Dawid Liwiński, polska nadzieja kartingu. Oby też przyszłość Formuły 1.

Historia niemal zatoczyła koło

Dokładnie 20 lat temu, w 1999 roku, w Trofeo Andrea Margutti niespełna 15-letni wówczas Robert Kubica wygrał kategorię Junior ICA, deklasując 33 rywali. W gronie pokonanych byli m.in. Nico Rosberg i Lewis Hamilton. Pierwszy z nich to mistrz świata Formuły z sezonu 2016, drugi natomiast pięciokrotnie zostawał najlepszym zawodnikiem F1 na świecie.

Przez 20 lat Robert Kubica pozostawał jedynym Polakiem, który kiedykolwiek stanął na podium w Trofeo Andrea Margutti. Teraz w końcu doczekaliśmy się kolejnego polskiego kierowcy na pudle tej prestiżowej imprezy. Dawid Liwiński niemal powtórzył historyczny wyczyn jedynego Polaka w Formule 1.

ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Kubica mógł wejść na szczyt. Wstępny kontrakt z Ferrari był już podpisany

Ścigający się w kategorii OK senior Dawid Liwiński zajął w Trofeo Andrea Margutti drugie miejsce. Do powtórzenia sukcesu Roberta Kubicy zabrakło mu jedynie odrobiny szczęścia. Podobnie jak krakowianin przed 20 laty dominował w klasie juniorskiej, tak teraz Dawid w kategorii senior OK długo był poza zasięgiem rywali. Porażkę poniósł dopiero w finale i to nie przez swój błąd, a techniczną usterkę, która omal nie pozbawiła go możliwości dojechania do mety. Doświadczenie Polaka pozwoliło mu jednak dowieźć drugą pozycję. Liwiński jako drugi Polak w historii stanął na podium słynnego turnieju.

Dawid Liwiński (w biało-czerwonym stroju) na podium Trofeo Andrea Margutti (fot. Robert Liwiński)
Dawid Liwiński (w biało-czerwonym stroju) na podium Trofeo Andrea Margutti (fot. Robert Liwiński)

- To mały sukces. Byłby duży, gdybym wygrał, choć biorąc pod uwagę problemy z silnikiem, z którymi zmagałem się od czwartego okrążenia finałowego wyścigu, możemy nazwać ten sukces dużym, bo tak naprawdę mogłem w ogóle nie ukończyć gonitwy. Drugie miejsce to jednocześnie porażka, ale i szczęście - stwierdza Liwiński.

- Na pewno jest niedosyt, tym bardziej że wygrałem oba wyścigi kwalifikacyjne i wyścig prefinałowy. Kiedy wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą i pojadę po zwycięstwo w finale, przydarzyła się ta usterka... - dodaje. Jedno jest pewne: taki sukces na pewno dodatkowo motywuje do cięższej pracy.

Szczęście w kraju tulipanów

- Dlaczego mieszkamy w Holandii? Chyba w pogoni za lepszym jutrem w 1995 roku wyjechaliśmy z żoną, wtedy jeszcze narzeczoną, do pracy, chcieliśmy po części zarobić na nasze wesele. Okazało się, że Holandia stwarza nam większe możliwości, dlatego w tym kraju postanowiliśmy budować naszą przyszłość - wspomina Robert Liwiński, prywatnie ojciec Dawida, a zawodowo jego menedżer i mechanik.

- Powrót do Polski kusi, ale chyba już za bardzo jesteśmy przesiąknięci holenderskim systemem. Po tylu latach trudno byłoby przystosować się do nowej rzeczywistości. Na stare lata na pewno chciałoby się jednak wrócić do ojczyzny - zaznacza.

Sportowa kariera Dawida Liwińskiego zaczęła się właśnie w Holandii, w październiku 2010 roku, na torze kartingowym niedaleko miejscowości Oss (ok. 100 km od Amsterdamu). - Chciałem zobaczyć, jak syn zareaguje. Zawsze, gdy widział coś, co ma dwa kółka, chciał wsiadać i jechać - zdradza Robert Liwiński. Dwa tygodnie później ośmioletni wówczas Dawid kręcił próbne kółka w gokarcie MS Kart z silnikiem 60 cc. Co ciekawe, maszyna w garażu stoi do dziś.

- Po pierwszych jazdach od razu wiedziałem, że to jest co, co chcę robić. Tata ujrzał taką reakcję, jakiej oczekiwał. Zaiskrzyło! Nie chciałem wysiadać z gokarta - śmieje się Dawid, który regularne treningi rozpoczął w marcu 2011 roku.

Zaledwie cztery miesiące później wziął udział w pierwszych oficjalnych zawodach. - To było na torze pod Rotterdamem. Panowały trudne warunki pogodowe, padał deszcz, ale to nie przeszkodziło synowi w wywalczeniu czwartego miejsca, choć rywalizował ze starszymi i bardziej doświadczonymi zawodnikami. Tak to się wszystko zaczęło - przypomina Robert Liwiński.

Sam mówi, że kariera syna jest niejako realizowaniem jego niespełnionych marzeń z młodości. Zawsze pasjonował się sportami motorowymi, ale w połowie lat 80. karting był zarezerwowany dla synów i córek wpływowych osób.

Droga Kubicy

- Tak się składa, że moja droga jest bardzo podobna do tej, którą przebył Robert. W wielu kwestiach mamy podobne doświadczenia. Nawet teraz jestem kierowcą marki Birel ART, w której kiedyś jeździł też Kubica - tłumaczy Dawid. Wyjaśnijmy, że Birel ART Racing KSW to team z Austrii. W jego barwach w 2000 roku Robert Kubica wywalczył czwarte miejsce w kartingowych mistrzostwach świata.

- Trzeba włożyć naprawdę dużo pracy, by osiągnąć to, co Robert. W motorsporcie im idzie się wyżej, tym jest pod wieloma względami trudniej. Kluczową sprawą jest wsparcie partnerów, bez których sukces jest bardzo trudny do osiągnięcia - podkreśla.

- Tata kiedyś często mi przypominał, że można mieć ogromny talent, ale bez ciężkiej pracy i szlifowania talentu nic się nie osiągnie. Dziś doświadczam tego na własnej skórze. Jestem świadom, że bez ciężkiej pracy nie ma sukcesu - mówi.

Dawid Liwiński (fot. Robert Liwiński)
Dawid Liwiński (fot. Robert Liwiński)

- Sporty motorowe to studnia bez dna. Staram się jak mogę, tu moja rola menedżerska, by Dawid z naszymi możliwościami finansowymi mógł jeździć na jak najwyższym poziomie. Pozyskanie sponsorów to trudne zadanie, nigdy specjalnie o ich wsparcie nie zabiegałem, ale nie mogę powiedzieć, że ich nie potrzebujemy. Im idzie się wyżej, tym potrzeby są większe - przyznaje Robert Liwiński.

Przy trudnościach z pozyskaniem partnerów z Polski swoje robi to, że Dawid, choć jeździ jako Polak, na stałe mieszka w Holandii i startuje z holenderską licencją wyścigową. - Wsparcie z Polski byłoby dla nas dużą sprawą. Polski kierowca, z pomocą z ojczyzny, jeżdżący w światowej czołówce... - rozmyśla ojciec kierowcy.

Jeśli chodzi o koszty, w zależności od teamu, marki podwozia i umiejętności kierowcy, mogą sięgać do nawet 12 tys. euro za weekend wyścigowy w mistrzostwach Europy, Włoch czy Niemiec. W tych ostatnich rywalizuje Dawid Liwiński.

Łowca talentów ma go na oku. Królowa motorsportu też?

- Bez wątpienia Robert Kubica jest dla mnie wzorem to naśladowania - stwierdza Dawid Liwiński.

- Karting jest moim sposobem na życie. Zrobię wszystko, by osiągnąć w tym sporcie jak najwięcej. Formuła 1? Pewnie, że o niej marzę, ale na razie skupiam się na teraźniejszości. Teraz jest karting. Zobaczymy, jak potoczą się kolejne etapy mojej kariery - mówi Dawid.

- Wszyscy marzą o Formule 1, ale nie wszyscy mogę to marzenie zrealizować. Wiem, że dostanie się do F1 to bardzo trudne zadanie pod wieloma względami. Zdaję sobie z tego sprawę, ale na pewno się nie poddam. Wiem jedno: chcę się ścigać najlepiej jak potrafię, a jeśli kiedyś dostanę szansę, na pewno jej nie zmarnuję - zaznacza.

- Oczywiście marzę o tym i wierzę, że kiedyś Dawid otrzyma szansę na pokazanie swojego potencjału w Formule 1. Jeśli dostanie szansę, na pewno ją wykorzysta, bo drugiej takiej już może nie być. Już teraz spełnia się część marzeń, bo Dawid jest postrzegany jako kierowca ze ścisłej światowej czołówki i dostaje szansę na ściganie się w gronie najlepszych zawodników na świecie - podkreśla Robert Liwiński.

- Myślę, że wielu kierowców z otoczenia Dawida ma zadatki na jazdę w F1. Gdy jednak słyszę opinie na temat umiejętności syna, jestem bardzo dumny. Jest zaliczany do grona kierowców z prawdziwym talentem. Czy to wystarczy na jazdę w królowej motorsportu? Czas pokaże - dodaje.

Jedną z osób, która dostrzegła talent Dawida jest Peter de Bruijn, legendarna postać kartingu, były mistrz świata, nie bez przyczyny nazywany łowcą prawdziwych talentów. Z jego teamu PDB racingteam wywodzą się między innymi mistrz świata Formuły 1 z sezonu 2007 Kimi Raikkonen czy Valtteri Bottas, aktualnie kierowca Mercedesa.

- Peter zauważył talent Dawida, syn przez rok jeździł jako junior w jego zespole, odnosząc w tym czasie sukcesy w mistrzostwach Holandii i Belgii. Chyba tylko kwestie finansowe nie pozwoliły na więcej. Po roku spędzonym w PDB racingteam musieliśmy zrobić sobie roczną przerwę. Niestety, mimo dużego wsparcia od Petera nie byliśmy w stanie kontynuować zmagań - wspomina Robert Liwiński.

Czytaj także:
F1: Robert Kubica zarobił dla swoich zespołów fortunę. Sebastian Vettel najlepszy
F1: Michael Schumacher chciał zostać menedżerem syna Micka

Źródło artykułu: