Bartosz Zimkowski, WP SportoweFakty: "Nie mogę robić takich rzeczy, jak zawodnicy z przodu. Nie jestem nawet w stanie jechać tak jak George. To dziwne. Próbowałem już wszystkiego. Jednak w tym sporcie, kiedy nie masz przyczepności, to nic nie zdziałasz. Nie jesteśmy magikami" - to słowa Roberta Kubicy, który nie jest znany z tego, że na coś psioczy, marudzi, więc chyba jest naprawdę wkurzony.
Filip Kapica, komentator Formuły 1 w Eleven Sports: To jest tak trudna kwestia, że jak się patrzy na Roberta Kubicę, to dziwi mnie, że i tak wytrzymał w dobrym nastroju do GP w Chinach. Nie ma jakiegokolwiek światełka w tunelu. Nie ma się czym pocieszać. Patrząc na ludzi w Williamsie, to widzimy ludzi totalnie zdołowanych. Tam leży wszystko na wszystkich płaszczyznach. Po pierwsze, ten samochód - tak jak mi pan cytował - prowadzi się fatalnie. Ma mnóstwo różnic, które nawet trudno zdefiniować pomiędzy samochodem Russella a Roberta. One nie są jednakowe. To jest jedna wielka klapa.
To jest coś, co bym określił prawie tak, jak był kiedyś słynny, polski cytat, że polski pilot poleci nawet na drzwiach od stodoły. Tak mniej więcej teraz wygląda kariera Roberta Kubicy. Jeździ i jest w stanie znaleźć swoje limity. W Australii skończyło się tym, że uderzył lekko w ścianę na swoim okrążeniu pomiarowym. Przyjemności z tego nie ma żadnej. Ten samochód na każdym okrążeniu może zachowywać się inaczej. Jeśli masz wielką wiedzę inżynieryjną - a taką ma Robert - to dla ciebie musi to być szok. W tym samochodzie nic się nie trzyma kupy.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Orlen już wiele lat temu chciał kupić miejsce dla Kubicy w F1
To, że nastrój jest tak kiepski, to najlepszym dowodem jest to, że ludzie mają nastawienie nie do naprawy. Nawet pit stopy leżały w Chinach, a kiedyś Williams był najlepszy w tym elemencie w całej Formule 1. Przy okazji postojów swoich kierowców dokonywali cudów. A teraz?
Samochód Kubicy spadł z podnośnika.
To był wielki dramat. Chaos, niezorientowanie, bałagan. Robert stracił mnóstwo czasu. Miał nawet szansę powalczyć z Russelem w tym wyścigu, co oczywiście było bez znaczenia.
Jeśli nie masz żadnych założeń na wyścig, bo przecież nie możesz się ciągle powoływać na zbieranie danych, to chcesz chociaż powalczyć z tym drugim. On nie ma tych narzędzi. Myślę, że strasznie cierpi na tym duma Roberta i pewnie w jakiś sposób wizerunek. Kubica jest piekielnie szybkim kierowcą, ale my nie możemy go oceniać. Jest taki branżowy magazyn "Autosport", który wystawia wszystkim kierowcom noty za weekend wyścigowy w skali 1-10. Jestem zdania, że przy Williamsie to oni powinni zrezygnować z tych not. Nikt do końca nie wie z czym oni się borykają, ale na pewno to nie ma nic wspólnego ze ściganiem.
Wygląda jakby Russell miał lepszy bolid. Williams może go faworyzować?
Tak po prostu wypadło. Myślę, że nie ma tutaj faworyzowania, jeśli nawet spojrzymy na historię tego zespołu. To nigdy nie był taki wątek, do którego można było się przyczepić. Williams to była zawsze organizacja, że robił to facet od 1977 roku, że stworzył to własnymi rękoma, że mieli siedmiu mistrzów świata w ich samochodzie. Dokonywali rzeczy, które czasami nie mieściły się w głowach, jak wrócimy do początków lat 90. Wtedy byli zdecydowanie najlepsi.
Nawet jak spojrzymy na Russella, to on musi niewiarygodnie cierpieć. Był najlepszym kierowcą w F2 - lepszym od Albona i Norrisa. Teraz sytuacja wygląda tak, że Norris jedzie znakomity wyścig w Bahrajnie. Cały świat się z nim zachwyca, wszyscy w padoku mówią o jego talencie. Później, w Chinach, Albon zdobywa punkt i zostaje "kierowcą dnia", a Russell jest skazany na walkę z materią. Widać, że jest otrzaskany z PR-em, że jest młodym kierowcą, który dopiero zaczyna w Formule 1. Dlatego ogranicza się w swoich wypowiedziach, mówiąc, że trzeba powalczyć, spróbować. Mamy mniej więcej wypowiedzi w stylu piłkarza polskiej Ekstraklasy, który mówi, że "jedzie po trzy punkty". O Williamsie tego oczywiście nie da się powiedzieć, bo oni nie pojadą po żadne punkty ani w tym roku, ani w następnym.
Musiałby się wydarzyć jakiś absolutny cud, żeby oni punktowali: awarie innych samochodów, szalone warunki na torze, samochód bezpieczeństwa, który wywróciłby do góry nogami strategie innych zespołów. To jednak jest wciąż ośmiu kierowców do przeskoczenia, żeby znaleźć się w strefie punktów. Nie wierzę, że jest to możliwe. Nawet jeśli mają lepszy skład kierowców niż rok temu. Wtedy, pomimo tego, że notowali najgorszy rok w historii, to były jeszcze rundy, kiedy patrzyło się z jakąś nadzieją - np. kwalifikacje Sirotkina w Monaco czy dobry wyścig Strolla w Baku. Teraz nie ma niczego na horyzoncie.
Brakuje nawet części.
Wspominany przeze mnie Albon rozbił samochód podczas treningu. Uszkodzenia były tak duże, że nie zdążyli odbudować go na kwalifikacje. Gdyby to się stało z samochodem Russella czy Kubicy, to oni po prostu nie wystąpiliby w wyścigu. Mogę panu powiedzieć jeszcze taką historię. Mam dobrego znajomego w padoku, który jest węgierskim dziennikarzem i jego staż sięga 30 lat. Nazywa się Meszaros Sandor. To gość, który traktuje Alaina Prosta jako swojego ziomka i on mówił mi w Australii, że rozmawiał z byłym pracownikiem Williamsa niższego szczebla. Powiedział, że był w absolutnym szoku, że oni w ogóle przyjechali do Australii i że mieli dwa samochody. To było odbierane w kategoriach jakiegoś cudu.
Myślałem, że zapytam, czy znajdzie pan trzy pozytywy o Williamsie...
Wszystkie trzy pozytywy zamkną się w trzech nazwiskach: Kubica, Russell i Patrick Head. On może dać swoje sugestie a propos organizacji zespołu. Jest też bardzo charyzmatyczny. W motosporcie widział wszystko. Tyle, że odszedł na emeryturę parę lat temu, kiedy notowali, jak na swoje realia, skandalicznie słaby sezon. Pozytywy polegają na tym, że są trzy mądre głowy, a negatywy, że dotyczą tego, że żadna z tych głów nie jest w stanie zrobić niczego, co byłoby im w stanie wydatnie pomóc w tym roku. On jest absolutnie zmarnowany.
Johnny Herbert, ekspert Sky Sports, jeszcze w Australii, zanim odbyły się treningi, mówił, że Williams ma już stracony minimum ten rok, a prawdopodobnie także następny. Wszystko to pokłosie zamieszania z testami, braku samochodu, który nie dojechał.
Wspominając teraz o Herbercie, przypomniałem sobie jego słowa, jak kończył karierę. Został wtedy zapytany czy chciałby jeszcze jeździć w Formule 1. Odparł, że bardzo chętnie, że dałby sobie jeszcze rok, ale gdyby przyszła dobra oferta, ale nie z zespołu Minardi. Wtedy Minardi było uznawane za "czerwoną latarnię", jeśli chodzi o konstruktorów. Dzisiaj żaden z jeżdżących obecnie kierowców w Formule 1 nie zgodziłby się na dołączenie do Williamsa. Nikt nie podjąłby się tego, wiedząc, że traci czas.
Mam rozumieć, że Kubica traci czas w Williamsie?
Tak tego nie możemy nazwać. Robert tak naprawdę nie miał żadnej innej opcji, pomijając Ferrari, gdzie nie jeździłby w wyścigach. Strata czasu nie, ale najbardziej frustrujący rok w karierze już tak. Nie będziemy w stanie powiedzieć niczego na temat roboty, którą wykonał w tym czasie, bo ciągle będzie dojeżdżał z Russellem na szarym końcu. Tylko czynniki losowe będą decydowały, że znajdą się wyżej.
Robert sam pewnie jest tym przytłoczony. Zdawał sobie sprawę, że będą kłopoty, ale nie aż takie. Że będzie taki bałagan z urlopowaniem Paddy'ego Lowe'a, z Claire Williams - jak można powiedzieć kolokwialnie - która niczego nie ogarnia. Widziałem w zeszłym sezonie, jak przychodziły gorsze wyścigi i jeździli beznadziejnie, że potrafiła w momencie, jak gość machał flagą w biało-czarną szachownicę, biec z walizką do samochodu, aby kamery jej nie rejestrowały i przypadkiem nie musiała z nikim rozmawiać. Teraz to musi być już kompletnie zaorana.
Polski, wymagający "niedzielny" kibic już kręci nosem jak widzi wyniki Roberta Kubicy.
Robert to gość, który nie czyta gazet, internetu. W zeszłym roku, poza kamerą, tak luźno rozmawialiśmy z Robertem, co tam o nim piszą, jakie plotki się pojawiają, kiedy nie miał jeszcze podpisanej umowy z Williamsem. Mówił, że ostatni raz przeglądał internet w niusowym celu... 10 lat temu. Także on od tego jest zupełnie oderwany.
Jeśli spojrzymy na jego fanklub, który jeździe za nim po całym świecie, to w tej kwestii nic się nie zmieni. "Niedzielny" kibic ogranicza się do tego, że włączy pilotem pewien kanał, na którym może oglądać Formułę 1, a jeśli mu się nie spodoba, to po prostu wyłączy. Tyle wtedy będzie ze wspierania Kubicy. Nie ma drugiego takiego kierowcy jak Robert Kubica, który miałby tylu fanatyków w Formule 1.
Zobacz także: F1: Dmitrij Mazepin na ratunek Williamsowi. Miliarder pełen kontrowersji
Zobacz także: F1: George Russell nie miał szans z rywalami. "Czułem się, jakbym stał w miejscu"