Williams to firma podzielona na dwie działy - zespół Formuły 1 oraz spółkę zajmującą inżynierią. McLaren również czerpie zyski z dwóch źródeł, ale nieco innych. Brytyjczycy rywalizują w F1, ale też sprzedają samochody osobowe.
Jeśli przyjrzymy się danym McLarena w zakresie sprzedaży samochodów osobowych, można by odtrąbić sukces. Względem roku 2017 firma może się pochwalić 45 proc. wzrostem sprzedaży. Brytyjczycy sprzedali w ciągu dwunastu miesięcy 4829 pojazdów, podczas gdy w analogicznym okresie rok wcześniej ich sprzedaż ukształtowała się na poziomie 3340 maszyn.
Czytaj także: Siergiej Sirotkin tęskni za Williamsem
McLaren zanotował imponujący wzrost sprzedaży na kluczowych i rozwijających się rynkach. W samych Chinach wyniósł on 141 proc. W rejonie Azji było to 57 proc., w Europie - 43 proc. Przychody wzrosły z poziomu 1,132 mld dolarów do 1,643 mld dolarów.
ZOBACZ WIDEO Piłkarskie podsumowanie tygodnia: kto będzie mistrzem Polski, a kto wygra Ligę Mistrzów?
Na tym kończą się jednak dobre wieści dla firmy z Woking, bo kulą u nogi okazał się dla niej zespół F1. Przychody ekipy spadły o 100 mln dolarów. Z poziomu 272 mln dolarów do 172 mln dolarów. Wpływ na to miały mniejsze wypłaty z puli nagród F1 oraz zerwanie kontraktu z Hondą.
Japończycy, jako główny partner McLarena, dostarczali zespołowi silniki za darmo. Dodatkowo pokrywali część pensji Fernando Alonso i wpłacali jeszcze środki do budżetu ekipy. Tymczasem w roku 2018 Brytyjczycy nie dość, że musieli sami płacić za jednostki napędowe Renault, to jeszcze wzięli na swoje barki pensje Alonso.
W efekcie zespół McLarena zanotował w zeszłym roku stratę w wysokości 125 mln dolarów. I to pomimo profitów ze sprzedaży zabytkowych samochodów F1, które oszacowano na 13 mln dolarów.
Warto dane przedstawione przez McLarena zestawić z wynikami finansowymi Williamsa, bo oba zespoły były uważane w F1 za największych przegranych sezonu 2018. Stajnia z Woking sklasyfikowana została na szóstym miejscu w klasyfikacji konstruktorów, podczas gdy ekipa Roberta Kubicy była dziesiąta (ostatnia).
Czytaj także: Daniel Ricciardo uwierzył w kłamliwe dane
Nie przeszkodziło to jednak Williamsowi w wypracowaniu… zysku. W 2018 roku wzrósł on z poziomu 14,1 mln dolarów do 16,9 mln dolarów. - Williams nie jest już zespołem F1. To tylko firma notowana na giełdzie, która musi raportować wszystko, co robi i wykazywać zysk na koniec roku. Zresztą, właśnie to zrobili. Wszystko jest w porządku - komentował na łamach "Le Journal de Montreal" Jacques Villeneuve, były mistrz świata F1 (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Trudno się nie zgodzić z Kanadyjczykiem. Zwłaszcza jeśli popatrzymy na to, że McLaren w roku 2018 nie bał się zatrudniać Jamesa Keya, Gila de Ferrana i kilku innych specjalistów, mimo prognozowanej straty finansowej. Inna kwestia, że Brytyjczycy mogli sobie na to pozwolić, bo firma w części należy do Królestwa Bahrajnu. Dlatego nie zaciskali pasa i zaczęli działać, by nie zmarnować kolejnego sezonu w F1.