Do zdarzenia pomiędzy Lando Norrisem a Lance Strollem doszło na 45. okrążeniu wyścigu o Grand Prix Hiszpanii. Kolizja zakończyła występ obu kierowców na torze Catalunya. Wymusiła też pojawienie się samochodu bezpieczeństwa.
- Nie wiem, co on sobie myślał. Przecież wiedział, że jadę w tym miejscu - skomentował Norris przed kamerami Sky Sports.
Czytaj także: Williams czeka na testy
Kierowca McLarena znajdował się po wewnętrznej, gdy Stroll zaczął skręcać w lewo do drugiego zakrętu i wykręcił "bączka". W ten sposób samochód Racing Point przeciął tor jazdy Norrisa.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Orlen już wiele lat temu chciał kupić miejsce dla Kubicy w F1
- Może myślał, że odpuszczę albo magicznie zniknąłem. Bo nie wiem, co innego miał w głowie. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że nie zostawi mi wystarczająco dużo miejsca. Jednak nie miałem już czasu na reakcję - dodał Norris.
Stroll nie czuł się winnym kolizji z Norrisem. - Nie widziałem powtórek, więc musiałbym to dokładnie przeanalizować. Jednak w tym zakręcie nie było za wiele miejsca. Musiałem skręcić, skończyło się to "bączkiem" i nie mogłem nic zrobić w tej sytuacji. Nie było tam przestrzeni, by oba samochody się zmieściły - ocenił reprezentant Racing Point.
Czytaj także: Bottas wskazał przyczynę porażki
Po wyścigu Norris i Stroll zostali wezwani przez sędziów, którzy uznali zajście z 45. okrążenia za incydent wyścigowy. Stewardzi po rozmowach z kierowcami uznali, że żadnego z nich nie można w sposób rozstrzygający winić za kolizję.