Nikita Mazepin na czele stawki Formuły 1. 20-letni kierowca, który wprawdzie siedział w przeszłości m.in. za kierownicą Force India, ale też nigdy wcześniej nie jeździł tegorocznym samochodem Mercedesa. Wyniki środowych testów F1 w Barcelonie są zaskakujące, ale pokazują, że w tym sporcie kluczowy jest sprzęt.
W Polsce zwykło się mówić, że dobry pilot poleci nawet na drzwiach od stodoły. I to hasło warto przełożyć na grunt F1. Bo czy Mazepin jest dobrym kierowcą? Śmiem wątpić. Wśród rówieśników w Formule 2 nie błyszczy, za uszy ciągnie go ojciec Dmitrij i jego majątek. Gdyby nie to, być może przepadłby na niższym szczeblu kariery jak wielu innych.
Czytaj także: Russell zapowiada poprawę wyników Williamsa
Mazepin ma ten luksus, że ojciec nabył mu samochód Mercedesa z 2017 roku i dzięki niemu może realizować prywatny program testowy. Może jeździć na każdym możliwym torze, może uczyć się realiów F1. Do tego finanse ojca zapewniły mu wsparcie i porady od samego Estebana Ocona. Tyle że to wszystko może pójść na marne, bo Rosjanina możemy nigdy nie zobaczyć w wyścigu F1.
ZOBACZ WIDEO Legia przegrała tytuł na własne życzenie? "Piłkarze Legii to primadonny, goście bez charakteru"
Kierowca z Rosji nie ma superlicencji i biorąc pod uwagę obecne wyniki w F2 nie zanosi się na to, aby miał ją zdobyć na rok 2020. Nie grozi mu bowiem miejsce w czołowej piątce F2 na zakończenie rywalizacji. Chciałoby się napisać "i bardzo dobrze", bo po takim dniu testowym niektóre media zalałyby nas nagłówkami o ogromnych umiejętnościach Mazepina, o tym że czeka na niego kontrakt w Williamsie, itd.
Ojciec rosyjskiego kierowcy jest bowiem zainteresowany przejęciem Williamsa, ale tylko w przypadku, gdy jego syn uzyska superlicencję. Stać go na to, by przelicytować każdego innego chętnego. O tym jak zmotywowani (zdesperowani?) potrafią być bogaci rodzice najlepiej świadczy przykład Lawrence'a Strolla, który z myślą o synu kupił ekipę Racing Point. Inna kwestia, że Kanadyjczyk nie lubi się z Mazepinem (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Senior Mazepin zapłacił Mercedesowi za używany samochód z 2017 roku, a zespół odwdzięczył się testami F1 w Barcelonie i wypuszczeniem młodego Rosjanina na oponach z miękkiej mieszanki i niemal pustym zbiornikiem paliwa. W tym nie ma dzieła przypadku. W ten sposób buduje się PR wokół kierowcy, kreuje jego wartość na rynku, bo wynik idzie w świat. Większość kibiców nawet nie będzie się zagłębiać w detale. Zobaczy nagłówek i pomyśli sobie, że Mazepin musi być wielkim talentem, skoro pokonał w środę m.in. Charlesa Leclerca czy Kimiego Raikkonena.
Dlatego dobrze, że nie tak dawno FIA zmieniła przepisy dotyczące superlicencji i synom bogatych tatusiów nieco trudniej dostać się do F1. Bo Mazepin byłby pierwszym w kolejce do zastąpienia w Williamsie Roberta Kubicy. Kierowcy, który jednak ma nieco więcej talentu.
Czytaj także: Hamilton nie wykluczył transferu do Ferrari
A że wyniki tego nie pokazują? Wystarczyłoby wsadzić Mazepina do tegorocznego samochodu Williamsa, a Kubicę umieścić w Mercedesie. Wówczas Polak byłby na czele, a Rosjanin na dnie F1. Bo smutny wniosek płynący z testów F1 w Barcelonie jest taki, że w tym sporcie sprzęt decyduje o sukcesie lub porażce jak nigdy wcześniej. Umiejętności kierowcy są na drugim, trzecim planie. Bo czasem ważniejsze od nich są jeszcze pieniądze, co zresztą też pokazuje przykład Mazepina.
Nie chodzi tylko o osiągnięcie, lecz chęć/chęci i (jednak) możliwości. Bogatemu nawet diabeł dzieci kołysze...