Łukasz Kuczera: Jak dobrze, że Mazepin nie ma superlicencji. Nie wszystko można kupić (komentarz)

Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: Nikita Mazepin podczas testów w Barcelonie
Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: Nikita Mazepin podczas testów w Barcelonie

Jak dobrze, że Nikita Mazepin nie ma superlicencji. To pierwszy wniosek, jaki przychodzi na myśl, gdy popatrzymy na wyniki testów F1 w Barcelonie. Pokazały one dobitnie, że w tym sporcie maszyna jest ważniejsza od człowieka, a wielu o tym zapomina.

Nikita Mazepin na czele stawki Formuły 1. 20-letni kierowca, który wprawdzie siedział w przeszłości m.in. za kierownicą Force India, ale też nigdy wcześniej nie jeździł tegorocznym samochodem Mercedesa. Wyniki środowych testów F1 w Barcelonie są zaskakujące, ale pokazują, że w tym sporcie kluczowy jest sprzęt.

W Polsce zwykło się mówić, że dobry pilot poleci nawet na drzwiach od stodoły. I to hasło warto przełożyć na grunt F1. Bo czy Mazepin jest dobrym kierowcą? Śmiem wątpić. Wśród rówieśników w Formule 2 nie błyszczy, za uszy ciągnie go ojciec Dmitrij i jego majątek. Gdyby nie to, być może przepadłby na niższym szczeblu kariery jak wielu innych.

Czytaj także: Russell zapowiada poprawę wyników Williamsa 

Mazepin ma ten luksus, że ojciec nabył mu samochód Mercedesa z 2017 roku i dzięki niemu może realizować prywatny program testowy. Może jeździć na każdym możliwym torze, może uczyć się realiów F1. Do tego finanse ojca zapewniły mu wsparcie i porady od samego Estebana Ocona. Tyle że to wszystko może pójść na marne, bo Rosjanina możemy nigdy nie zobaczyć w wyścigu F1.

ZOBACZ WIDEO Legia przegrała tytuł na własne życzenie? "Piłkarze Legii to primadonny, goście bez charakteru"

Kierowca z Rosji nie ma superlicencji i biorąc pod uwagę obecne wyniki w F2 nie zanosi się na to, aby miał ją zdobyć na rok 2020. Nie grozi mu bowiem miejsce w czołowej piątce F2 na zakończenie rywalizacji. Chciałoby się napisać "i bardzo dobrze", bo po takim dniu testowym niektóre media zalałyby nas nagłówkami o ogromnych umiejętnościach Mazepina, o tym że czeka na niego kontrakt w Williamsie, itd.

Ojciec rosyjskiego kierowcy jest bowiem zainteresowany przejęciem Williamsa, ale tylko w przypadku, gdy jego syn uzyska superlicencję. Stać go na to, by przelicytować każdego innego chętnego. O tym jak zmotywowani (zdesperowani?) potrafią być bogaci rodzice najlepiej świadczy przykład Lawrence'a Strolla, który z myślą o synu kupił ekipę Racing Point. Inna kwestia, że Kanadyjczyk nie lubi się z Mazepinem (czytaj więcej o tym TUTAJ).

Senior Mazepin zapłacił Mercedesowi za używany samochód z 2017 roku, a zespół odwdzięczył się testami F1 w Barcelonie i wypuszczeniem młodego Rosjanina na oponach z miękkiej mieszanki i niemal pustym zbiornikiem paliwa. W tym nie ma dzieła przypadku. W ten sposób buduje się PR wokół kierowcy, kreuje jego wartość na rynku, bo wynik idzie w świat. Większość kibiców nawet nie będzie się zagłębiać w detale. Zobaczy nagłówek i pomyśli sobie, że Mazepin musi być wielkim talentem, skoro pokonał w środę m.in. Charlesa Leclerca czy Kimiego Raikkonena.

Dlatego dobrze, że nie tak dawno FIA zmieniła przepisy dotyczące superlicencji i synom bogatych tatusiów nieco trudniej dostać się do F1. Bo Mazepin byłby pierwszym w kolejce do zastąpienia w Williamsie Roberta Kubicy. Kierowcy, który jednak ma nieco więcej talentu.

Czytaj także: Hamilton nie wykluczył transferu do Ferrari 

A że wyniki tego nie pokazują? Wystarczyłoby wsadzić Mazepina do tegorocznego samochodu Williamsa, a Kubicę umieścić w Mercedesie. Wówczas Polak byłby na czele, a Rosjanin na dnie F1. Bo smutny wniosek płynący z testów F1 w Barcelonie jest taki, że w tym sporcie sprzęt decyduje o sukcesie lub porażce jak nigdy wcześniej. Umiejętności kierowcy są na drugim, trzecim planie. Bo czasem ważniejsze od nich są jeszcze pieniądze, co zresztą też pokazuje przykład Mazepina.

Łukasz Kuczera

Źródło artykułu: