Przyszłość Grand Prix Niemiec jest zagrożona, bo impreza potrzebuje sponsora tytularnego. Dość powiedzieć, że nie byłoby jej w kalendarzu Formuły 1 już w tym sezonie, gdyby nie problemy z wyścigiem F1 w Miami.
Zarządcy toru Hockenheim chcieliby podpisać wieloletnią umowę na organizację F1, ale na innych warunkach niż do tej pory. Niemcy liczą na obniżenie kwoty, jaką trzeba uiścić Liberty Media. Nadzieją dla nich może być… szybki awans Micka Schumachera do F1.
Czytaj także: Niemcy mogą stracić wyścig F1
- Jeśli nie będziemy mieć kontraktu na F1, to trudno będzie nam wrócić do kalendarza. Wymagania są wtedy jeszcze wyższe niż w przypadku przedłużania kolejnych umów. Jeśli Mick Schumacher będzie jeździć w F1, to Niemcy muszą mieć swój wyścig. To jest dla nas jasne - powiedział na łamach "Motorsportu" Georg Seiler, szef toru Hockehneim.
ZOBACZ WIDEO Inżynier z F1 pracuje nad sprzęgłem dla Łaguty. Niedługo zacznie nad silnikiem
Słowa Seilera nie są zaskoczeniem. Niemcy rozkochali się w F1, gdy sukcesy w niej zaczął odnosić Michael Schumacher. Wówczas trybuny pękały w szwach, a transmisje w otwartym kanale przyciągały przed telewizory milionową publikę.
Gdy "Schumi" zakończył karierę, zainteresowanie F1 w kraju spadło. Nie zmieniły tego nawet tytuły mistrzowskie Sebastiana Vettela czy Nico Rosberga. Nawet w tym roku bilety na Grand Prix Niemiec cieszą się dużo mniejszym zainteresowaniem niż w zeszłym sezonie. Wynika to z obecnej sytuacji w F1, gdzie Vettel nie ma większych szans na tytuł.
Czytaj także: Mazepin wykorzystał potencjał Mercedesa w testach
Sposobem na poprawienie frekwencji w tym roku może być demonstracyjny przejazd Micka Schumachera przed Grand Prix Niemiec. Organizatorzy wyścigu pracują nad tym, aby 20-latek otrzymał do dyspozycji jedno z Ferrari, za kierownicą którego jego ojciec sięgnął po tytuł mistrzowski.
Schumacher w tej chwili startuje w Formule 2 i równocześnie jest członkiem akademii talentów Ferrari. W zeszłym roku młody Niemiec sięgnął po tytuł w europejskiej Formule 3.