F1: dwa lata od testów Roberta Kubicy z Renault. Przełomowy moment w życiu Polaka

Materiały prasowe / Renault Sport / Robert Kubica na Hungaroringu
Materiały prasowe / Renault Sport / Robert Kubica na Hungaroringu

Minęły dokładnie dwa lata od testów Roberta Kubicy i Renault na torze w Walencji. To właśnie wtedy Polak przekonał się o tym, że kontuzjowana ręka nie stanowi dla niego problemu w jeździe samochodem Formuły 1.

W tym artykule dowiesz się o:

Gdy włoskie media jako pierwsze zaczęły podawać informację, że Robert Kubica ma wziąć udział w prywatnych testach Formuły 1 zorganizowanych przez Renault, mało kto temu wierzył. Był rok 2017, od fatalnego wypadku Kubicy w Ronde di Andora minęło ponad sześć lat. Wydawało się, że powrót do F1 w przypadku Polaka jest wykluczony.

Aż w końcu nadeszło potwierdzenie, że na torze w hiszpańskiej Walencji obecny jest Robert Kubica. W mediach społecznościowych publikowano pierwsze zdjęcia i filmy (czytaj więcej o tym TUTAJ).

Czytaj także: Russell zapowiada nudę w Grand Prix Holandii 

"To prawda. To naprawdę jest Robert Kubica. Wrócił do jednego z naszych samochodów po sześciu latach przerwy" - informowało Renault na Twitterze, aby zakończyć dywagacje na ten temat.

ZOBACZ WIDEO: Spróbowaliśmy sił w symulatorze Formuły 1. Teraz każdy może poczuć się jak Robert Kubica!

Część kibiców zapomniała, że tego dnia na torze im. Ricardo Tormo znajdował się też Siergiej Sirotkin. Rosjanin był wtedy kierowcą rezerwowym Renault. Niektórzy fani pomylili przejazdy Sirotkina z Kubicą.

Przełomowy moment

Kubica w Walencji pokonał 115 okrążeń. To dystans ok. 470 kilometrów. Już pierwszego dnia udowodnił, że kontuzjowane ramię nie stanowi dla niego problemu. Wszakże zwykle kierowcy F1 podczas wyścigu przejeżdżają nieco ponad 300 kilometrów.

Polak otrzymał wtedy do dyspozycji model E20. Była to konstrukcja z 2012 roku. Rozwinięcie maszyny, którą zdążył poznać podczas zimowych testów rok wcześniej. Na początku sezonu 2011 Kubica wykręcił poprzednikiem tego modelu najszybszy czas podczas próbnych jazd w Walencji. Później doszło do jego fatalnego wypadku rajdowego.

"Dlaczego próbne jazdy Roberta pozostały tajemnicą? To były prywatne testy. Dla Roberta. Jednak możemy wam powiedzieć, że Robert narzekał na przyczepność, podsterowność i siłę docisku! Miał jednak ogromny uśmiech na twarzy po tych 115 okrążeniach" - brzmiał inny z komunikatów Renault.

- Ciężko pracowałem, choć przez pewien czas czułem, że powrót nie będzie już możliwy. Mam trochę mieszane uczucia, bo zobaczyłem, co straciłem przez ten okres, ale jestem też dumny z tego, co osiągnąłem - komentował z kolei Kubica w rozmowie z "Motorsportem" (czytaj więcej o tym TUTAJ).

- Robert sprawdza swoje limity. Kiedy je pozna, podejmie dalsze decyzje co do swojej kariery - twierdził Cyril Abiteboul, szef Renault (czytaj więcej o tym TUTAJ).

Obie strony pomogły sobie nawzajem

Bez prywatnych testów Kubicy i Renault, najprawdopodobniej nie bylibyśmy świadkami wielkiego powrotu krakowianina do F1. Francuzi poszli wtedy Polakowi na rękę, bo w zespole nadal pracowały osoby, które doskonale pamiętały jakie cuda za kierownicą wyprawiał Kubica w sezonie 2010. Wtedy, choć nie dysponował konkurencyjnym samochodem, potrafił walczyć o podia dla Renault.

Obie strony mogły sobie pomóc nawzajem. Kubica wtedy potrzebował okazji do pokazania, że nie zapomniał jak się jeździ, że jego ograniczenia fizyczne w żaden sposób mu nie przeszkadzają. Za to ekipa z Enstone miała problemy z Jolyonem Palmerem, który w ogóle nie zdobywał punktów. Zastąpienie Brytyjczyka Kubicą jawiło się jako idealna opcja na końcówkę sezonu 2017.

Dlatego też kolejne miesiące w padoku F1 upłynęły na dyskusjach o tym, kiedy i gdzie Kubica zastąpi Palmera. Zwłaszcza, że Renault zorganizowało też Polakowi testy na francuskim torze Paul Ricard. Znacznie bardziej technicznym, z wąskim zakrętami. Tam również udowodnił, że potrafi okiełznać maszynę F1.

Aż w końcu w sierpniu 2017 roku dostał szansę zaprezentowania się w oficjalnych testach F1 na Hungaroringu. Był to jego oficjalny powrót do padoku F1 po ponad sześcioletniej przerwie. - Mówiłem, że jeśli kiedyś się tu pojawię, to z kaskiem ręku - mówił wtedy Kubica.

Moment był przełomowy też z tego względu, że w końcu usiadł za kierownicą obecnej maszyny F1, znacznie mocniejszej i trudniejszej w prowadzeniu. Kolejny test zdał śpiewająco, bo osiągał dobre czasy i znajdował się w połowie stawki, co odpowiadało ówczesnej formie Renault.

Podziękowania dla Renault

Do wielkiego powrotu do Renault w sezonie 2017 nie doszło. Francuzi mieli problemy z wcześniejszym zakończeniem współpracy z Palmerem, bo Brytyjczyk płacił za swoje starty. Pojawiły się też pewne zastrzeżenia, co do tempa kwalifikacyjnego Kubicy. Polak nie znał opon Pirelli, bo nie miał z nimi nigdy wcześniej do czynienia. Miał problemy, by zmusić je do odpowiedniej pracy.

Abiteboul w kolejnych wywiadach podkreślał, że znajduje się pod presją czasu i najchętniej zorganizowałby Kubicy kolejne testy aktualnym samochodem. Tyle że w trakcie sezonu nie było to możliwe. Na dodatek na horyzoncie pojawiła się opcja związana z zatrudnieniem Carlosa Sainza. I to właśnie Hiszpan zastąpił Palmera w szeregach francuskiej stajni.

Czytaj także: Sirotkin skomentował sytuację Williamsa 

Kibice z Polski nie zapomnieli jednak Renault, że to właśnie ten zespół jako jedyny miał odwagę spróbować Kubicę i pomóc mu w jego drodze powrotnej. Gdyby nie tamte testy, Polak nigdy nie zwróciłby na siebie uwagi szefów Williamsa. Nie odbyłby z Brytyjczykami kolejnych testów, nie zostałby kierowcą rezerwowym w sezonie 2018, nie podpisałby kontraktu na starty w F1 w roku 2019.

"Merci Renault" - takie wiadomości zaczęła publikować część kibiców w social mediach 6 czerwca 2019 roku, równo dwa lata po testach w Walencji. Zostaje tylko żałować, że Francuzom zabrakło wtedy odwagi, by definitywnie postawić na Kubicę. Zwłaszcza, że ich współpraca z Sainzem potrwała ledwie rok. Wtedy powrót Kubicy do F1 potoczyłby się zupełnie inaczej...

Źródło artykułu: