Do wypadku Lewisa Hamiltona doszło w dziewiątym zakręcie. Brytyjczyk wjechał zbyt agresywnie na krawężnik i stracił panowanie nad samochodem, co skończyło się uderzeniem w ścianę. 34-latek w ten sposób ponad połowę popołudniowej sesji treningowej.
- Chłopacy z Mercedesa starali się naprawić samochód przed końcem treningu, ale zabrakło nam czasu. Nie pamiętam kiedy ostatni raz przegapiłem niemal całą sesję - powiedział Hamilton w rozmowie z "Motorsportem".
Czytaj także: Kubica chwali nowe zawieszenie w samochodzie
Brytyjczyk stracił tym samym szansę, aby sprawdzić ustawienia modelu W10 oraz ocenić zachowanie innych mieszanek opon. - Nie jest to fajne uczucie, gdy musisz oglądać jazdę innych prosto z garażu. Czułem się jakbym siedział karnie w pokoju nauczycielskim i chciałem jak najszybciej wrócić do klasy z innymi - dodał Hamilton.
Kierowca Mercedesa przyznał, że wypadek okazał się fatalny w skutkach, choć z kokpitu jego samochodu sytuacja nie wyglądała na groźną. - To był niewinny błąd. Pokonałem wiele okrążeń na pośredniej mieszance i starałem się znaleźć limit. Doprowadziło to do zderzenia z bandą. Czasem tak się dzieje. Trzeba to przeżyć i po prostu wrócić na konia przy kolejnej okazji - dodał Hamilton.
Czytaj także: Latifi w ostatniej chwili ominął świszcza
W momencie wypadku Hamilton miał najlepszy czas w drugim treningu. Brytyjczyk był też najszybszy w porannej sesji. Dobre tempo Mercedesa na torze im. Gillesa Villeneuve'a jest dowodem na to, że niemiecki producent poszedł w dobrą stronę z rozwojem silnika. W Kanadzie ekipa z Brackley zaczęła korzystać z poprawionej, mocniejszej jednostki.
ZOBACZ WIDEO: Spróbowaliśmy sił w symulatorze Formuły 1. Teraz każdy może poczuć się jak Robert Kubica!