George Russell jest jednym z czterech debiutantów w tegorocznej stawce F1. Oprócz niego po raz pierwszy w Formule 1 regularnie startują Lando Norris, Alexander Albon oraz Antonio Giovinazzi. To, co uderzyło 21-latka na początku przygody z F1, to obowiązki względem mediów i sponsorów.
- Jeśli spojrzymy na najlepszych dyrektorów generalnych w największych firmach, to ich życie jest ułożone, co do minuty. Wszystko mają zaplanowane w kalendarzach. I podobnie jest z kierowcą Formuły 1 - powiedział kierowca Williamsa w rozmowie z Press Association.
Czytaj także: 50 lat Williamsa w F1. Smuty jubileusz Brytyjczyka
Russell wcześniej startował w GP3 i F2, ale doświadczenia z tych serii w żaden sposób nie pomogły mu w wypełnianiu obowiązków w F1. - Nie byłem przygotowany na to jak intensywny jest weekend F1. Czasem nie masz nawet czasu, by oddychać. Pewnego dnia zapomniałem powiedzieć ekipie, o której mają przygotować mój lunch. Efekt był taki, że skończyłem rozmowy z dziennikarzami, a dla mnie nie było nic do jedzenia. To wywołało niepotrzebny stres - dodał kierowca z King's Lynn.
Reprezentant Williamsa nie ukrywa, że przeszkadza mu konieczność ciągłego występowania przed dziennikarzami. - Nawet przed samym wyścigiem jesteśmy przepytywani, a przecież szykujemy się do pracy. Czy ktoś widział, by 10 minut przed meczem tenisa ktoś pytał Nadala czy Federera jak się czują? - stwierdził Russell.
Czytaj także: Robert Kubica szczerze o swoich ograniczeniach
- W F1 jesteś więcej niż kierowcą, jesteś reprezentantem danej marki. Gdybyście zapytali o mój idealny weekend, to powiedziałbym, że chciałbym przyjechać na tor godzinę przed wyścigiem, wskoczyć do samochodu i zacząć ściganie. Po jego zakończeniu od razu wrócić do domu, usiąść na sofie i wypić szampana. Rozumiem jednak, że w takich okolicznościach F1 nie przetrwałaby - podsumował Russell.
ZOBACZ WIDEO: Niezręczne pytanie o przyszłość Roberta Kubicy. Obok siedział sponsor
alkoholik