W ostatnich latach zespoły Formuły 1 przed sezonem odbywały dwie tury testów zimowych, każda z nich trwała po cztery dni. Do tego kolejne dwudniowe próbne jazdy odbywały się po wyścigach w Bahrajnie oraz Hiszpanii. W roku 2020 sytuacja ma ulec zmianie.
Ponieważ Liberty Media doprowadziło do tego, że kolejny sezon F1 będzie składać się z rekordowych 22 rund, właściciel F1 zapytał ekipy czy są gotowe na taki wysiłek i czy w tej sytuacji nie należałoby odwołać części jazd testowych. Zgodnie z regulaminem F1, jakakolwiek modyfikacja układu testów wymagałaby zgody wszystkich teamów.
Czytaj także: Czarne chmury nad Valtterim Bottasem
Według informacji "Motorsportu", wśród szefów zespołów panuje przekonanie, że zmiany są konieczne. Zwłaszcza że w przyszłym roku ekipy nadal będą dysponować tylko trzema silnikami na sezon, a dodatkowo odbywać się będą testy opon Pirelli. W roku 2021 czeka nas bowiem rewolucja w postaci przejścia na 18-calowe koła, dlatego dokładne sprawdzenie ogumienia będzie bardzo ważne.
ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu
Propozycja F1 zakłada, by zimą odbyła się tylko jedna tura testów. Trwałaby ona łącznie pięć dni. Tym samym przedsezonowe jazdy zostałyby znacząco skrócone. Odbywałyby się też o tydzień później niż zwykle, a to dałoby ekipom więcej czasu na przygotowanie swoich samochodów. W tym roku Williams spóźnił się z budową samochodu na testy, a Racing Point i Renault złożyło swoje modele w ostatniej chwili.
Czytaj także: Gasly zaczyna być problemem Red Bulla
Alternatywą jest organizowanie dwóch tur testów zimowych, ale trwających tylko po trzy dni.
- I tak przeprowadzamy zbyt wiele sesji testowych przed sezonem. Mamy mnóstwo informacji z symulatorów, tunelu aerodynamicznego. Tymczasem testujemy samochody w warunkach, które nie są zbyt reprezentatywne. Możemy wtedy tylko sprawdzić niezawodność, a przecież obecne konstrukcje są dość bezawaryjne - skomentował sytuację Andrew Green, dyrektor techniczny Racing Point.