Przez dwa dni Gdynia była stolicą polskiego motorsportu, bo na skwerze Kościuszki można było nie tylko zobaczyć Roberta Kubicę za kierownicą samochodu F1, ale też przedstawicieli innych dziedzin sportów motorowych. Wielkim nieobecnym imprezy był jednak George Russell, który wspólnie z Kubicą miał bawić publiczność pokazami F1 i terenowym samochodem.
Williams poinformował, że absencja Russella spowodowana była chorobą. Trudno nie dojść do wniosku, że była to reakcja alergiczna na echa pewnej rozmowy. W końcu kilka dni przed przylotem do Polski młody kierowca udzielił "Autosportowi" słynnego wywiadu, w którym poskarżył się na hejt ze strony polskich kibiców (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Czytaj także: Pokaz Roberta Kubicy na Verva Street Racing (zdjęcia)
Russell w tygodniu poprzedzającym imprezę w Gdyni brylował w social mediach. Ledwo zdążył wrócić z wakacji w Grecji, a razem z Alexandrem Albonem wybrał się do Portugalii. Wspólnie trenowali, zwiedzali. I dopiero gdy ukazała się informacja, że nie pojawi się w Polsce, to zapadł się pod ziemię i nie opublikował żadnej treści w mediach społecznościowych.
ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu
Być może ktoś w Williamsie uznał, że po ostatnim wywiadzie lepiej będzie, jeśli Russell nie pojawi się na pokazie w Gdyni, gdzie przecież większość fanów i tak najbardziej zainteresowana była Kubicą i jego pokazami. Jeśli tak było, to wielka szkoda. Russell stracił bowiem okazję, by przekonać się, że są w Polsce kibice, którzy potrafią go ciepło przyjąć, że reakcja niektórych fanatyków w social mediach jest przesadzona.
Nie mam żadnej wątpliwości, co do tego, że fani w Gdyni przyjęliby ciepło Russella. Należy bowiem rozgraniczyć tych, którzy wyżywają się na nim w internecie, a tych na żywo. Przecież nie tak dawno Brytyjczyk brał udział w Grand Prix Węgier, na które przyjechały tysiące kibiców z Polski. Tam hejt go nie dotknął. Było za to wiele wyrazów wsparcia. Nawet sam Russell skandował ze sceny nazwisko "Kubica".
Pamiętamy, co przed laty działo się na turniejach PŚ w skokach narciarskich. Część kibiców Adama Małysza rzucała śnieżkami w Svena Hannawalda, Niemiec był też masowo wygwizdywany. Wszystko dlatego, że wygrywał na skoczni z naszym idolem. Hejt na Russella ma podobne podłoże. Część kibiców wyżywa się na Brytyjczyku za to, że swoimi występami "psuje" powrót Kubicy do F1.
I tak jak Hannawald po czasie znalazł uznanie w oczach polskiej publiki i niejednokrotnie wypowiadał się w superlatywach o fanach w Zakopanem, tak Russell po imprezie w Gdyni mógłby mówić to samo. Brytyjczyk wybrał jednak inny wariant. Wolał w ogóle nie przylecieć do Polski. Szkoda, bo więcej okazji może nie mieć, zważywszy na niepewną przyszłość Kubicy w Williamsie.
Impreza w Gdyni pokazała za to jedno. Polski motorsport potrzebuje Roberta Kubicy. Nawet gdyby 34-latek wypadł z F1 po tym sezonie, to jest idealnym kandydatem do tego, by promować tę dyscyplinę sportu, która potrzebuje ambasadora z krwi i kości. Niewielu mamy bowiem kierowców, niezależnie czy to startujących w F1, rajdach czy innych seriach, którzy potrafiliby przyciągnąć do centrum miasta kilkadziesiąt tysięcy kibiców.
Czytaj także: Kubica, rajdowcy, drifterzy i żużlowcy na ulicach Gdyni
Kubica potrafi i ma rzeszę fanów, która pójdzie za nim w ogień. Nie możemy tego zmarnować.