- To nie jest tak, że podpisanie kontraktu w listopadzie było chciejstwem, tak się ułożyła sytuacja - mówił ostatnio Robert Kubica w Eleven Sports o kulisach rozmów z Williamsem z minionego sezonu. 34-latek prosił swoich kibiców o odrobinę cierpliwości. Tymczasem wiele wskazuje na to, że jeszcze we wrześniu ułożą się klocki transferowego domina.
W tym sezonie rynek kierowców w F1 nie poruszył się tak bardzo jak w zeszłym, gdy byliśmy świadkami największych od lat ruchów i niespodziewanych transferów. Mercedes postanowił zachować Valtteriego Bottasa, a w tej sytuacji Esteban Ocon trafił do Renault. Większych fajerwerków nie było i najpewniej już nie będzie.
Do obsadzenia zostało jedno miejsce w Haasie, podobnie jak w Williamsie. Fotel w tej drugiej ekipie, ze względu na formę stajni z Grove, jest zdecydowanie mniej chodliwy. Sytuacja nie wygląda jednak optymistycznie dla Kubicy.
Haas już wie, że nie będzie mieć sponsora
Temat sponsora Haasa bardzo długo pozostawał nierozwiązany. Rich Energy wypowiedziało umowę amerykańskiej ekipie przed Grand Prix Wielkiej Brytanii, a więc w połowie lipca. Od tego momentu trwały przepychanki na linii zespół-sponsor i tak naprawdę nie było wiadome, czy producent energetyków nadal będzie wspierać Haasa.
ZOBACZ WIDEO: Serie A: Tak strzela Krzysztof Piątek! Przełamanie Polaka na wagę zwycięstwa AC Milan [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Aż w końcu 9 września wydano komunikat o rozstaniu z Rich Energy (czytaj więcej o tym TUTAJ). Nie wiadomo na jakich zasadach obie strony zakończyły współpracę. Wcześniej Amerykanie skierowali do sądu pozew, w którym domagali się od firmy aż 35 mln funtów odszkodowania. Taką wartość miał mieć bowiem kontrakt sponsorski.
Zakończenie współpracy z Rich Energy sprawiło, że ekipa przynajmniej wie na czym stoi. Gene Haas ma świadomość tego, że najpewniej będzie musiał dorzucić nieco własnych środków, aby zasypać dziurą budżetową zespołu F1. Inne wyjście to zakontraktowanie kierowcy ze wsparciem sponsorskim, co kieruje nasze myśli w stronę Roberta Kubicy.
Jednak Hulkenberg?
W padoku F1 pojawiły się plotki, że rozwiązanie sprawy ze sponsorem sprawiło, że Haas jeszcze przed Grand Prix Singapuru może ogłosić kontrakt nowego kierowcy. Ma nim być Nico Hulkenberg. Niemiec od początku znajdował się na czele listy Gunthera Steinera.
32-latek początkowo miał zwlekać z podpisaniem umowy, bo czekał na lepsze opcje. Te jednak nie nadeszły i raczej już nie nadejdą. Trudno oczekiwać, by po Hulkenberga sięgnął Red Bull Racing. Dlatego dla Niemca Haas jest jedyną możliwością. W innym przypadku może się pożegnać z F1.
- Wybierzemy między Nico a Romainem. Nie podjęliśmy jeszcze ostatniej decyzji, ale nastąpi to wkrótce - mówił ostatnio "Motorsportowi" szef Haasa, który konsekwentnie w kolejnych wywiadach pomijał nazwisko Kubicy (czytaj więcej o tym TUTAJ). To powinno dać wiele do myślenia polskim kibicom.
Steiner nieprzypadkowo wymienił za to nazwisko Romaina Grosjeana. Francuz jest bowiem w stanie dostarczyć zespołowi sponsora. To atut, którego nie ma Hulkenberg. Taki argument posiada też Kubica, ale dla Steinera zakontraktowanie polskiego kierowcy wiąże się z większym ryzykiem.
Grosjean startuje w Haasie od początku istnienia ekipy, każda ze stron zna się doskonale. Za to Kubica przed laty błyszczał w F1, ale teraz jego dyspozycja pozostawia sporo do życzenia. I nikt w padoku F1 nie jest w stanie powiedzieć, czy to efekt fatalnego samochodu Williamsa, czy też swoje zrobiła ponad ośmioletnia przerwa w startach Kubicy w F1.
- Romain miewa dobre dni, kiedy potrafi jechać świetnie. Jednak zdarzają mu się też takie momenty, gdy nie jest z nim najlepiej. To jego główny problem - stwierdził ostatnio Steiner.
Latifi coraz bliżej
Za to Williams w ostatni weekend organizował dni otwarte dla pracowników. W fabryce zabrakło Roberta Kubicy, co wywołało szereg komentarzy (czytaj więcej o tym TUTAJ). Pojawił się za to Nicholas Latifi. Kanadyjczyk chętnie pozował do zdjęć, brylował w różnych grach, uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Latifi zdaje sobie sprawę z tego, że jest o krok od jazdy w F1. W tej chwili zajmuje drugie miejsce w Formule 2 i ma 166 punktów. Jeśli rundy F2 w Rosji (28-29 września) pójdą po jego myśli, to może sobie zapewnić tytuł wicemistrzowski i kontrakt z Williamsem. Do zakończenia sezonu, oprócz zawodów w Soczi, pozostały bowiem już tylko wyścigi w Abu Zabi.
24-latek ma świadomość, że jego oferta sponsorska (30 mln euro) skutecznie przekona szefów Williamsa. Zwłaszcza w obliczu finansowych problemów firmy z Grove. Jest tylko jedno "ale". Podczas ostatniego weekendu F2 na Monzy kanadyjski kierowca nie zdobył ani jednego punktu, a rywale zniwelowali straty. Piąty Sergio Sette Camara traci do niego tylko 15 "oczek".
Druga część sezonu w F2 jest dla Latifiego znacznie słabsza. Jeśli spadnie na czwarte, piąte miejsce w klasyfikacji mistrzostw to uzyska superlicencję i pozwolenie na jazdę w F1, ale nikt nie zaoferuje mu kontraktu. Nawet Williams ma świadomość tego, że skoro kierowca nie potrafi walczyć o czołowe lokaty w F2, to tym bardziej nie poradzi sobie w F1.
- Muszę zdobyć superlicencję. Aby tego dokonać, muszę być w czołowej piątce F2. Mam jednak świadomość, że jeśli będę piąty w F2, to nie będzie mnie w F1. To, że będę mieć superlicencję nie będzie mieć znaczenia. Nikt w F1 mnie nie zakontraktuje, jeśli spadnę tak nisko w stawce F2 - mówił pod koniec sierpnia Latifi (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Słabe wyniki w F2 sprawią, że w Williamsie wzrosną notowania Kubicy, po części ze względu na wsparcie finansowe PKN Orlen. Pytanie, czy sam krakowianin będzie w tej sytuacji w ogóle zainteresowany ofertą z Grove.