Zgodnie z najnowszym komunikatem Japońskiej Agencji Meteorologicznej, supertajfun Hagibis przyspieszył i uderzy w rejony toru Suzuka już w sobotę, przynosząc ulewny deszcz i porywisty wiatr.
Na tę chwilę jest za wcześnie, aby ocenić o jakiej porze w sobotę Hagibis znajdzie się w okolicach obiektu, na którym rozgrywane będzie Grand Prix Japonii w F1. Zgodnie z prognozami, tego dnia prędkość wiatru ma przekraczać 250 km/h, a momentami sięgać nawet 300 km/h. Spodziewany jest też opad deszczu na poziomie ponad 200 mm.
Czytaj także: Kubica ma większą chęć ścigania niż przed rokiem
Przy takiej pogodzie wyjazd samochodów F1 na tor jest wręcz wykluczony. Może to oznaczać zmiany w harmonogramie Grand Prix Japonii. Tak było w roku 2004, kiedy również ze względu na tajfun przesunięto walkę o pole position na niedzielny poranek.
ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu
FIA stale monitoruje pogodę w Azji i zapowiedzi synoptyków, co do supertajfunu. Federacja ma mieć przygotowanych kilka wariantów. Wszystko w trosce o bezpieczeństwo kierowców F1.
Nadejście Hagibisu dzień wcześniej w okolice Suzuki jest dobrą wiadomością dla ekip i kierowców. Oznacza to bowiem, że niedzielny wyścig F1 powinien odbyć się zgodnie z planem. Opady deszczu i porywy wiatru powinny wtedy być znacznie lżejsze.
Czytaj także: Pancerne samochody, rygorystyczne testy. Zmiany po śmierci Huberta
O tym jak fatalne skutki mogą mieć deszczowe warunki w Japonii Formuła 1 przekonała się w roku 2014, gdy w ulewnym deszczu doszło do wypadku Julesa Bianchiego. Francuz uderzył w dźwig, który akurat sprzątał z toru rozbity pojazd Adriana Sutila. Bianchi doznał rozległych obrażeń głowy i zmarł kilka miesięcy później w szpitalu w Nicei.
- W zeszłym roku trudno było mi startować na Suzuce, bo miałem w pamięci wypadek Julesa. Dla mnie ten tor jest nierozerwalnie związany z tą tragedią - przekazał przed Grand Prix Japonii w komunikacie Ferrari Charles Leclerc, który stawiał pierwsze kroki w kartingu pod okiem Francuza.