F1: wojna o władzę w Ferrari. Charles Leclerc chce pokazać Sebastianowi Vettelowi miejsce w szeregu
- Nie pozwolę, aby mój pojedynek z Vettelem zaskodził interesom Ferrari - twierdzi Charles Leclerc. Monakijczyk w ostatnich tygodniach prezentuje lepszą formę w F1 i wyrósł na lidera włoskiego zespołu, co doprowadziło do wewnętrznych tarć.
Z kolei w Rosji Leclerc pomógł zaraz po starcie Vettelowi, ale Niemiec zignorował wcześniejsze ustalenia i nie oddał mu prowadzenia w wyścigu F1. W tej sytuacji musiało zainterweniować Ferrari, które strategią i pit-stopami zamieniło kierowców na czele stawki F1.
Czytaj także: Kubica ma większą chęć ścigania niż przed rokiem
- Chcę pokonać Sebastiana, a on chce pokonać mnie. Interesy zespołu mają jednak pierwszeństwo. Zawsze trzeba iść na jakiś kompromis - skomentował Leclerc ostatnie zamieszanie w "Motorsporcie".
ZOBACZ WIDEO: Wkurzony Robert Kubica. Wtedy przeklina po włosku21-latek podkreślił, że gdyby nie Ferrari, to nie miałby nawet szansy walczyć o czołowe pozycje w F1, więc musi o tym pamiętać podczas starć z Vettelem. - Kiedy mierzysz się z zespołowym kolegą, myślisz o tym jak wiele zrobił dla ciebie zespół, że twój wynik to efekt pracy tysiąca ludzi. Mam to na uwadze i nie chcę niepotrzebnie ryzykować - dodał.
Leclerc zdaje sobie jednak sprawę z tego, jak ważne jest wygranie wewnętrznej rywalizacji w zespole. Dlatego zrobi wszystko, aby zakończyć obecny sezon przed Vettelem. Jest na najlepszej drodze ku temu, bo wyprzedza w tej chwili Niemca w klasyfikacji F1 o 21 punktów.
- Twój kolega z zespołu jest jedynym kierowcą w stawce, który ma takie samo narzędzie. Zawsze tak będzie. Dlatego moim celem, i najpewniej tak jest w każdym przypadku, w pierwszej kolejności jest pokonanie zespołowego partnera - wyjaśnił Leclerc.
Czytaj także: Pancerne samochody, rygorystyczne testy. Zmiany po śmierci Huberta
Monakijczyk wytłumaczył się też ze swoich narzekań przez radio. Stwierdził, że wynikają one z chęci odnoszenia kolejnych zwycięstw w F1. - W Singapurze przesadziłem z narzekaniem. Popełniłem błąd i nie boję się tego przyznać. Byliśmy na pierwszej i drugiej pozycji, moja reakcja była niepotrzebna. Po prostu, gdy wstaję rano, myślę o wygranej. GDy kładę się spać, myślę o zwyciężaniu. Kiedy siedzę w samochodzie, myślę o wygrywaniu. Adrenalina w Singapurze sprawiła, że zabierałem głos przez radio, kiedy to w ogóle nie było potrzebne - podsumował Leclerc.