F1. Łukasz Kuczera: Williams stracił okazję, by siedzieć cicho. Nieudolne tłumaczenia zespołu (komentarz)

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Nicholas Latifi
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Nicholas Latifi

Gdy Nicholas Latifi był o sekundę gorszy od George'a Russella w treningu przed GP Meksyku, stało się jasne, że Williams będzie musiał to jakoś wytłumaczyć. Nagle okazało się, że pojazdy tej ekipy są różne. Choć wcześniej twierdzono, że są identyczne.

Robert Kubica od początku sezonu wielokrotnie zwracał uwagę na to, że samochody jego i George'a Russella nie są takie same, że sekunda różnicy w ich osiągach nie może wynikać bezpośrednio z umiejętności kierowcy. Nie wszyscy wierzyli w słowa Polaka. Część zagranicznych dziennikarzy, jak i kibiców, wyrobiła sobie opinię, że w ten sposób 34-latek tłumaczy swoją słabszą dyspozycję w obecnym sezonie F1.

Za to Williams konsekwentnie bronił teorii, jakoby oba pojazdy były identyczne. Robił to nawet w momentach, gdy do sieci przedostawały się różne zdjęcia, na których kibice prezentowali widoczne gołym okiem różnice.

Czytaj także: Grosjean nie chce oddać treningów Kubicy

Ludzie z wewnątrz zespołu potrafią przyznać w prywatnych rozmowach, że samochody Russella i Kubicy nie są identyczne, że nie wynika to bezpośrednio z celowych działań Williamsa, a bardziej amatorszczyzny stajni z Grove. Zdarza się bowiem, że części wyprodukowane dla Brytyjczyków odstają od normy, ale i tak są montowane w samochodach.

ZOBACZ WIDEO: Orlen z Robertem Kubicą także poza Williamsem. "Mamy plany. Będziemy dalej w F1"

Stan finansów Williamsa jest bowiem tak kiepski, że firma nie może sobie pozwolić na odrzucanie niektórych elementów, nawet jeśli nie spełniają one kontroli jakości. Dość powiedzieć, że ekipa od początku roku boryka się z brakiem części zamiennych, co widzieliśmy w wyścigach F1 w Rosji i Japonii. Najpierw wycofano Kubicę w celu oszczędzania elementów, a następnie złożono pojazd Polaka ze starych komponentów po jego wypadku w kwalifikacjach do GP Japonii.

Dlatego, gdy w piątkowym treningu F1 przed GP Meksyku, Nicholas Latifi wykręcił czas o sekundę gorszy od George'a Russella, było pewne, że Williams znajdzie na to jakąś teorię i wytłumaczenie. Przecież 24-latek lada moment zostanie następcą Kubicy w zespole i będzie regularnie startować w F1 w roku 2020.

Williams musiał coś wymyślić, bo za chwilę będzie musiał przekonać cały świat, że Latifi był najlepszym kandydatem do zastąpienia Kubicy i wcale nie chodziło o 30 mln euro, jakie jego ojciec jest w stanie przynieść do sejfu stajni z Grove. Brytyjczycy pokombinowali kilka godzin… i w oficjalnej wiadomości prasowej po piątkowych treningach napisali, że "Latifi korzystał ze starszej podłogi i przedniego skrzydła, co pogorszyło jego czasy, ale mimo to jego komentarze były bardzo przydatne" (czytaj więcej o tym TUTAJ).

Muszę przyznać, że Williams w żadnym stopniu mnie nie zaskoczył. Wiedziałem, że skoro różnica między Russellem a Latifim była tak duża, to zespół od razu wyjaśni ją innymi elementami w samochodach. Tak, aby zdusić w zarodku jakiekolwiek dyskusje, że Kanadyjczyk odstaje poziomem i nie nadaje się do F1.

Oczywiście, w piątek Williams poddawał samochody testom. Tyle że w obu sesjach. Również w tej popołudniowej, gdy Kubica był wolniejszy od Russella o 0,2 s. I jakoś przy występie Polaka nie pojawiła się adnotacja, że miał gorsze części.

Szkoda tylko, że według oficjalnej wersji do tej pory przez cały sezon samochody Williamsa były takie same. Jestem ciekaw, co będzie dalej. Zwłaszcza, że w treningu przed GP USA Latifi wsiądzie do samochodu Russella, a Kubica będzie jeździć swoim. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że Brytyjczycy odpowiednio postarają się o to, aby 24-latek był lepszy od Kubicy. Czy wtedy też w komunikacie prasowym będzie wzmianka o różnicach w samochodach?

Czytaj także: Bez napięć pomiędzy Kubicą a Williamsem

Williams jest najgorzej zarządzanym zespołem w F1 i coraz częściej gubi się we własnych tłumaczeniach. Parafrazując zmarłego niedawno Jacquesa Chiraca, w piątek stracił okazję, by siedzieć cicho. Bo każdym kolejnym ruchem powoduje, że przykro się patrzy w kierunku garażu zespołu, który mimo wszystko zapracował na miano jednej z legend F1.

Łukasz Kuczera

Źródło artykułu: