Ferrari znalazło się na celowniku rywali w F1, po tym jak silnik Włochów znacząco zyskał na mocy. Było to widać zwłaszcza na prostych, na których dogonienie Charlesa Leclerca czy Sebastiana Vettela było niemożliwe. Rywale twierdzili, że stajnia z Maranello oszukuje, bo przy obecnych przepisach niemożliwe jest osiągnięcie takiej przewagi.
FIA reagowała na tego typu oskarżenia w jeden sposób - zapowiadała, że nie zajmie się sprawą, póki po wyścigu F1 któryś z rywali nie złoży oficjalnego protestu przeciwko Ferrari.
Czytaj także: Gene Haas niezadowolony z wyników swojej ekipy
Red Bull Racing obrał jednak inną ścieżkę. "Czerwone byki" napisały do federacji pismo, w którym zespół poprosił o wyjaśnienie, czy chwilowe zwiększenie przepływu paliwa w silniku byłoby zgodne z przepisami F1. To standardowa praktyka, która pozwala ekipie ocenić czy może ona opracować tego typu rozwiązanie.
ZOBACZ WIDEO PKO Ekstraklasa. Legia Warszawa postawiła na młodzież. "Jestem zaskoczona ich dojrzałością"
FIA odpowiedziała na pismo Red Bulla wydaniem oficjalnej dyrektywy technicznej, która jest wiążąca dla wszystkich ekip. Inżynierowie federacji wyjaśnili, że omawiane rozwiązanie byłoby niezgodne z przepisami F1.
W F1 przepływ paliwa w silniku mierzony jest w pewnych odstępach czasu. Wydaje się, że w przypadku Ferrari był on zwiększany w momentach, gdy pomiar nie był dokonywany. Pozwalało to zwiększyć moc jednostki na prostych. Nowa dyrektywa FIA uderzy zatem we włoską ekipę.
Czytaj także: Williams dołączył do akcji movember. Wąsy na samochodach
Ostatnie wyścigi sezonu F1 pokażą, czy nowa wytyczna pozbawiła Włochów swojego głównego atutu. Znamienne jest to, że w sobotę Ferrari przegrało pierwsze kwalifikacje od końca przerwy wakacyjnej. Valtteri Bottas był bowiem szybszy od Sebastiana Vettela. Zdaje się to sugerować, że Red Bull osiągnął swój cel i silniki z Maranello nie będą już tak konkurencyjne.