Nadchodzący sezon Formuły 1 będzie rekordowo długi, bo składać się będzie z 22 rund. Na tym jednak nie koniec. Kolejne kraje chcą gościć u siebie królową motorsportu i oferują za to sporo gotówki. Dlatego nie dziwi, że władze F1 chcą wykorzystać swoje pięć minut i wycisnąć je jak cytrynę.
Pojawiają się jednak głosy, że rozrastający się kalendarz F1 jest problemem dla zespołów, które muszą zatrudniać dodatkowych mechaników. Wszystko w trosce o obecny personel, któremu należy zapewnić odpowiednią liczbę dni wolnych oraz możliwość spędzania czasu z rodziną.
Czytaj także: Brudne gierki Schumachera. Były szef Mercedesa zaprzecza
Jednak z takimi zarzutami nie zgadza się Jean Todt, prezydent FIA, a w przeszłości wieloletni szef Ferrari. - Myślę, że wszyscy jesteśmy szczęśliwi w tym świecie, robimy to co kochamy. Mamy pasję do F1. Jesteśmy w uprzywilejowanej pozycji. Jeśli ktokolwiek pracuje w F1, to ma powody do dumy - powiedział Todt, którego cytuje "Motorsport".
ZOBACZ WIDEO F1. Czy Robert Kubica ma szansę na udział w wyścigu w sezonie 2020? Ekspert rozwiewa wątpliwości
- Oczywiście, każdy ma jakieś obowiązki. Kiedy zajmowałem inne stanowiska, pracowałem po 18 godzin dziennie, sześć czy siedem dni w tygodniu. Robiłem to, bo miałem w sobie pasję do F1, chciałem wyników. Jeśli masz wokół siebie ukochaną rodzinę, ona to zrozumie. Zwłaszcza że nie pracujesz w tym sporcie całe życie - dodał Todt.
Słowa Francuza nie spodobały się jednak mechanikom, którzy coraz głośniej myślą o buncie. - Według Todta powinniśmy być zadowoleni z tego, że nie widzimy swoich dzieci - oburzył się na łamach "UOL Esporte" Robert Dob, mechanik Haasa.
Należy bowiem pamiętać, że mechanicy poświęcają znacznie więcej czasu na pracę w F1 niż kierowcy czy osoby u władzy królowej motorsportu. Pojawiają się na torze już w środę i odpowiadają za złożenie samochodów, a opuszczają obiekt jako ostatni - już po zakończeniu weekendu wyścigowego.
- Dlatego takie słowa są oburzające. Todt może się wypowiadać, bo przylatuje na wyścig w piątek i odlatuje w niedzielę. Nie spędza tyle czasu na torze, co my. Wielu z nas robi to od lat, a to sprawia, że znalezienie pracy w innym sektorze wcale nie jest takie łatwe - dodał Dob.
Czytaj także: Mick Schumacher musi być jak George Russell
Aby nieco zmniejszyć obciążenie mechaników, władze F1 sugerowały rezygnację z piątkowych treningów. Na to nie chcą się jednak zgodzić promotorzy Grand Prix. Sprzedawanie biletów na piątkowe sesje oraz wizyta kibiców na torze podczas dodatkowego dnia generuje im bowiem spore zyski.