F1. Robert Kubica obawia się koronawirusa. Do Barcelony przyjechał samochodem

Koronawirus staje się coraz większym zagrożeniem dla Europy. Robert Kubica przyjechał na testy F1 do Barcelony samochodem. Chciał bowiem uniknąć kłopotów na lotniskach. Inni sugerują, że sezon F1 zacznie się dopiero w maju.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Na zdjęciu od lewej: Robert Kubica WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu od lewej: Robert Kubica
Jeszcze w poniedziałek Robert Kubica wraz z kolegami z Alfy Romeo był obecny w Warszawie, gdzie gościł na prezentacji zespołu na sezon 2020. W środę Polak jeździł zaś modelem C39 na otwarcie drugiej tury testów F1 w Barcelonie.

Jak się okazało, z powodu koronawirusa Kubica zrezygnował z pokonania trasy z Polski do Hiszpanii samolotem. - Słyszałem, co dzieje się we Włoszech i innych krajach. Dlatego przyjechałem do Barcelony samochodem. Jeśli lotniska zostaną zamknięte, przynajmniej będę mógł bezpiecznie wrócić do domu - powiedział rezerwowy Alfy Romeo, który na co dzień mieszka we Włoszech.

To właśnie we Włoszech, głównie w okolicach Lombardii, wykryto najwięcej przypadków zachorowań na koronawirusa. Według danych podanych przez władze, u co najmniej 424 osób wykryto śmiertelną chorobę. Do tego zmarło dwanaście osób zarażonych koronawirusem.

ZOBACZ WIDEO: Odwiedziliśmy bazę reprezentacji Polski na Euro 2020! Zobacz, jak będą mieszkać kadrowicze
Dlatego nie jest zaskoczeniem, że choroba staje się głównym tematem dyskusji w padoku F1. - Najważniejsze, aby wszyscy byli zdrowi. Dla nas, kierowców, ważne jest prowadzenie maszyn. Po to przyjechaliśmy do Barcelony, po to żyjemy. Jednak zdrowie jest najważniejsze - dodał Kubica.

Problemy z koronawirusem na własnej skórze odczuły zespoły Ferrari i Alpha Tauri, które mają swoje fabryki w Maranello i Faenzy. - Wielu inżynierów nie przyleciało z nami do Barcelony. Wprowadziliśmy pewne środki ostrożności. To dla nas spory problem, ale wolimy takie podejście. Wierzymy, że postępujemy właściwie - powiedział na konferencji Mattia Binotto, szef Ferrari.

W czwartek w Barcelonie ma się odbyć spotkanie na szczycie Formuły 1. Udział w nim wezmą szefowie zespołów oraz przedstawiciele Liberty Media, właściciela F1. Omawiane będą na nim kolejne kroki królowej motorsportu w związku z epidemią koronawirusa. Do tej pory Formuła 1 odwołała Grand Prix Chin zaplanowane na 19 kwietnia. Spory znak zapytania dotyczy też Grand Prix Wietnamu (5 kwietnia).

- Jeśli sytuacja w marcu się skomplikuje, to być możemy będziemy musieli odwołać nasze zawody. Nie mogę potwierdzić ze 100 proc. pewnością, że Grand Prix Wietnamu się odbędzie - powiedział agencji DPA Nguyen Duc Chung, szef Grand Prix Wietnamu.

Ograniczenia w związku z koronawirusem wprowadził już Bahrajn, gdzie ma być rozegrany drugi wyścig sezonu F1. Kibiców z Włoch nie zamierza wpuszczać do siebie Australia, która zainauguruje tegoroczne zmagania. Wyścig w Melbourne zaplanowano na 15 marca.

- Koronawirus może mieć olbrzymi wpływ na F1. Również dla Australii i Bahrajnu. Australia nie pozwala wpuszczać do siebie ludzi, którzy przylatują do tego kraju poprzez Singapur lub Hongkong. Z kolei Bahrajn wprowadził takie obostrzenia względem osób, które mają międzylądowania w Dubaju, a to ważne miejsca przesiadkowe - powiedział Helmut Marko, doradca Red Bulla ds. motorsportu, w telewizji ORF.

- Skutki koronawirusa mogą być ogromne dla F1. W szczególności rozwiązanie kwestii logistycznych może być nie lada wyzwaniem, być może za dużym jak na skalę problemu - dodał Marko.

Z Austriakiem zgodził się Beat Zehnder, menedżer Alfy Romeo. - Po pierwsze, nie można nagle zmienić rezerwacji dla setek pracowników związanych z F1. Po drugie, nikt nie wie jak sytuacja się rozwinie. Można zarezerwować loty z międzylądowaniem w Omanie, ale może się okazać, że następnego dnia Oman zostanie zamknięty przed turystami z innych krajów. Dlatego bycie kreatywnym przy planowaniu logistyki nie wystarczy - powiedział Zehnder w "Auto Motor und Sport".

Dlatego coraz częściej w padoku F1 da się słyszeć głosy, że należałoby zrezygnować z kolejnych wyścigów w Australii, Bahrajnie i Wietnamie, a sezon zacząć dopiero w maju od Grand Prix Holandii. Na europejskie rundy zespoły są bowiem w stanie przemieszczać się ciężarówkami.

Odwołanie tak dużej liczby imprez miałoby jednak katastrofalne skutki dla finansów całej F1. Sama rezygnacja z Grand Prix Chin to dla królowej motorsportu strata rzędu ok. 40-45 mln dolarów. Tymczasem premie finansowe dla zespołów obliczane są na podstawie zysku, jaki w danym roku kalendarzowym wygenerowała Formuła 1.

Czytaj także:
Kubica nie jest obojętny na los Williamsa
Kubica wskazał różnicę między Alfą Romeo a Williamsem

Czy jesteś zaniepokojony tym, że koronawirus rozprzestrzenia się po kolejnych krajach w Europie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×