Nie jest zaskoczeniem, że afera wokół silnika Ferrari ma swój ciąg dalszy. Skoro przez cały zeszły sezon rywale donosili na Włochów do FIA i domagali się kolejnych kontroli, to informacja o podpisaniu tajnego porozumienia na zakończenie sprawy musiała wywołać u nich furię.
Według "Auto Bilda", sprawy w swoje ręce wziął Toto Wolff. Szef Mercedesa miał już wysłać specjalny list do wybranych zespołów F1. W nim prosi o wsparcie i wspólne wystąpienia do światowej federacji o ujawnienie treści dokumentu pomiędzy FIA a Ferrari.
Co oczywiste, list nie trafił do Ferrari, Alfy Romeo i Haasa, bo te zespoły korzystają z jednostki napędowej wyprodukowanej w Maranello.
ZOBACZ WIDEO: Prezes Orlenu o wspieraniu sportowców. "Nie chodzi tylko o wizerunek i biznes"
Dziennikarz Ralf Bach, który dotarł do treści listu, poinformował, że Wolff oskarża FIA o złe zarządzanie i kontrolowanie spraw techniczny w Formule 1. Austriak domaga się też "ujawnienia wszystkich szczegółów, które zostały omówione podczas wewnętrznych narad z Ferrari".
Silnik Ferrari w ubiegłym roku dysponował sporą mocą zwłaszcza na prostych. Mimo kilku kontroli FIA w trakcie sezonu, zespołowi z Włoch nigdy nie udało się udowodnić łamania regulaminu F1. Dopiero pod koniec roku, gdy w życie weszły nowe dyrektywy techniczne FIA, które regulowały pracę silnika w określonym zakresie, przewaga Ferrari nad resztą stawki zmalała.
Ferrari w zeszłym roku zajęło drugie miejsce w klasyfikacji konstruktorów F1, co wiąże się ze sporymi nagrodami finansowymi. Gdyby wyszło na jaw, że zespół łamał regulamin dotyczący jednostek napędowych, byłoby to równoznaczne z otwarciem puszki Pandory. Rywale mogliby bowiem zażądać weryfikacji wyników sezonu 2019.
Czytaj także:
Robert Kubica odpowiedział na słowa Claire Williams
Haas niepewny pozostania w stawce