Nic nie wskazuje na to, by Robert Kubica i Kimi Raikkonen mieli się minąć w drzwiach w fabryce w Hinwil w drodze do nowego symulatora Alfy Romeo. Fin znany jest z tego, że nie przepada za wirtualnymi maszynami i od wielu lat stroni od pracy w nich.
- Widziałem ten nowy symulator. Nadal jest rozwijany. Tak naprawdę minie trochę czasu zanim będzie nam w stanie pomóc. Wprowadzenie symulatora do użytku codziennego w innych zespołach było długim procesem - powiedział 40-latek w rozmowie z "Blickiem".
Raikkonen wskazał jeden plus wirtualnej maszyny. - Pomaga lepiej poznać nowe tory - zauważył, ale podkreślił przy tym, że jego negatywne nastawienie do symulatorów raczej się już nie zmieni.
ZOBACZ WIDEO: Kubica za Raikkonena? Szef Alfy Romeo nie rozmawiał jeszcze z Finem o nowym kontrakcie
- Drobne szczegóły w symulatorze są ledwo widoczne. Czasem myślę nawet, że zbyt wiele osób za bardzo ufa symulatorom. Właśnie testowane są zawieszenia na sezon 2021, po czym trzeba zadecydować, które z nich jest lepsze. Dla mnie to trochę szalone, bo łatwo pójść w złym kierunku, postawić na złego konia - wyjaśnił Raikkonen.
Finowi marzyłby się powrót do początków XXI wieku, kiedy to zespoły regularnie odbywały testy na torze, a o symulatorach nikt nie myślał. - Nieważne jak wiele pieniędzy wydasz na wirtualną maszynę, jedyną prawdę i właściwe odczucia zyskasz po jeździe samochodem na prawdziwym torze - stwierdził.
Za rozwój symulatora Alfy Romeo ma być odpowiedzialny Robert Kubica. Polak ma doświadczenie związane z pracą w kilku maszynach tego typu. Korzystał z wirtualnego sprzętu w Mercedesie, Red Bull Racing czy Williamsie. Ekipa z Hinwil szacuje, że odpowiednie ustawienie symulatora zajmie jej od 12 do 18 miesięcy.
- Nasz potencjał zobaczymy w Australii w pierwszym wyścigu F1. Sądzę, że wielu będzie zaskoczonych wynikami. Wtedy nagle rezultaty zimowych testów w Barcelonie przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie - zakończył Raikkonen.
Czytaj także:
Williams nie będzie blokować Russella
Alfa Romeo nie boi się stawiać na kobiety