Red Bull Racing jest najbardziej zdeterminowany, by wyjaśnić aferę związaną z silnikiem Ferrari, choć to Mercedes zapoczątkował działania przeciwko FIA i doprowadził do stworzenia listu, który podpisało aż siedem ekip Formuły 1. Najpóźniej w środę chcą one poznać treść ugody, jaką federacja podpisała z Ferrari. Wtedy mija bowiem termin ultimatum, jaki zespoły wyznaczyły władzom FIA.
- Dostaliśmy jedno pismo od FIA w tej sprawie i nie jesteśmy zadowoleni z tego, co się w nim znalazło. Poprosiliśmy federację o konkretną odpowiedź, wyznaczyliśmy równie konkretny termin - powiedział "Speedweekowi" Helmut Marko, doradca Red Bulla ds. motorsportu.
Austriak ma na myśli komunikat FIA, jaki ta opublikowała w odpowiedzi na list siedmiu zespołów F1. Federacja nie podała w nim jednak żadnych szczegółów i nie spełniła najważniejszej prośby - nie opublikowała specyfiki silnika Ferrari.
ZOBACZ WIDEO: Orlen nie planuje drugiego auta w DTM. "Mamy zbyt wiele zadań organizacyjnych"
- Jako zespół nie możemy akceptować tego, że wykrywa się nieprawidłowości, a sprawa kończy się podpisaniem ugody - dodał Marko.
Marko nie chce w tym momencie spekulować, jakie kolejne kroki w sprawie podejmie jego zespół. - Najpierw chcemy się szczegółowo dowiedzieć, co zostało znalezione w silniku Ferrari, skoro stwierdzono w nim nieprawidłowości. Gdy zyskamy te dane, będziemy mogli pomyśleć nad ciągiem dalszym. Siedem ekip F1 uważa, że FIA jest zobligowana opublikować treść ugody z Ferrari - dodał.
76-latek podkreślił, że w całej sytuacji irytuje go nie tyle fakt, że Ferrari balansowało na granicy przepisów, co reakcja delegatów technicznych FIA. - Nie kierujemy zarzutów przeciwko innej ekipie, ale do całego personelu FIA odpowiedzialnego za kontrole techniczne - stwierdził doradca Red Bulla.
- Chciałbym przypomnieć, że w roku 2007 McLaren został zdyskwalifikowany z mistrzostw konstruktorów, po tym jak wykryto aferę szpiegowską. Musiał nawet zapłacić 100 mln dolarów kary - podsumował Marko.
Czytaj także:
Netflix nie płaci fortuny za prawa do serialu o F1
Raikkonen nie wierzy symulatorowi