Jeśli kolejne wyścigi Formuły 1 będą odwoływane, to promotorzy poszczególnych rund będą mogli wnioskować o zwrot opłaty, jaką z góry wpłacają za prawa do ich organizacji. Tymczasem aż 60 proc. z łącznej sumy zarobionej w ten sposób przez F1 jest później dzielone między zespoły.
W przypadku takich małych zespołów jak Williams, nagrody z F1 mogą wynosić nawet 50 proc. wysokości budżetu. Dlatego też Claire Williams ma obawy o dalsze funkcjonowanie jej ekipy w przypadku odwołania kilku rund F1 w nadchodzącym sezonie.
- Rozważamy czy jeździć na wyścigi, czy nie. Co w tej sytuacji z nagrodami finansowymi? Czy ich wysokość się zmniejszy, co byłoby dla nas niezwykle trudne? Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie - powiedziała Claire Williams, cytowana przez "Motorsport".
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
- Dyskutujemy też o ubezpieczeniu się na tę sytuację, ale to nie jest łatwe do ogarnięcia. Prowadzimy rozmowy w tej sprawie - dodała.
Odwołanie wyścigów F1 sprawi, że zespołom znikną koszty związane z podróżami. Brytyjka podkreśliła jednak, że to nie załatwia sprawy. - Nadal trzeba opłacać pensje pracowników. W większości ekip jednak wydatki na płace personelu stanowią największy procent budżetu - stwierdziła szefowa ekipy z Grove.
Brytyjka zdradziła też, że w Williamsie zrobiono wszystko, aby uniknąć ryzyka zarażenia któregokolwiek z pracowników koronawirusem.
- Działamy w odpowiedzialnym środowisku, niezwykle uważnie monitorujemy sytuację. W Williamsie utworzyliśmy specjalny zespół, który zajmuje się tym tematem. On funkcjonuje już od kilku miesięcy. Wszystko po to, aby mieć pewność, że działamy odpowiedzialnie i chronimy wszystkich, którzy pracują w tej firmie. Stosujemy m.in. wytyczne WHO - wyjaśniła.
- Nie mamy w tej chwili ani jednego przypadku zarażenia koronawirusem w Williamsie. Musimy się jednak upewnić, że chronimy odpowiednio naszą społeczność. Możemy to zrobić na wiele sposobów. Część personelu może pracować zdalnie, ale głównym celem każdej ekipy jest produkcja i montaż części. Tego nie jesteśmy w stanie robić z domu. Gdybyśmy musieli zamknąć fabrykę, znaleźlibyśmy się w trudnym położeniu - zauważyła Williams.
Williams poparła też decyzję, by Grand Prix Australii odbyło się zgodnie z planem. Podkreśliła przy tym, że ostateczna decyzja, co do przyszłości wyścigu zaplanowanego na 15 marca należy do władz krajowych. Ona w pełni ją uszanuje.
- Sytuacja jest trudna. Formuła 1 wykonała najlepszą możliwą pracę, stara się robić to co konieczne, działa odpowiedzialnie, współpracuje z wszelkimi organami. Ostateczna decyzja, co do wyścigu należy do rządu Australii. Oni pozwolili, by na ten moment on się odbył, dlatego tutaj jesteśmy. W F1 nie ma przypadku koronawirusa, ale sytuacja zmienia się z godziny na godzinę - stwierdziła szefowa Williams.
- Regularnie odbywają się spotkania. Rano widzieliśmy się z szefami F1, do tego dochodzi zebranie szefów zespołów w sobotę. Jestem pewna, że koronawirus będzie głównym tematem rozmów. Może się nawet okazać, że nasze tradycyjne sobotnie spotkanie z szefami innych ekip trzeba będzie zwołać wcześniej - zakończyła Williams.
Czytaj także:
Raikkonen nie bagatelizuje ryzyka spowodowanego koronawirusem
F1 nie może organizować wyścigów bez kibiców