Formuła 1 odwołała już siedem tegorocznych wyścigów ze względu na pandemię koronawirusa. Być może część z nich uda się rozegrać w dalszej fazie sezonu, ale w tej chwili ciężko o jakiekolwiek prognozy. Każdy odwołany wyścig to straty dla zespołów, bo 60 proc. kwot z praw do ich organizacji trafia później w formie nagród na ich konta.
W najgorszym położeniu znajdują się małe zespoły, za którymi nie stoją wielkie korporacje motoryzacyjne, bo wpływy z premii F1 potrafią dla nich stanowić 50 proc. budżetu.
Tak jest chociażby w Alfie Romeo, bo w zespole z Hinwil włoski producent samochodów jest tylko sponsorem tytularnym. Nie jest właścicielem tej ekipy, nie jest w stanie "dosypać" dodatkowych pieniędzy do dziury w budżecie.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
- Czekają nas mniejsze wpływy od Formuły 1, ale to nie są jedyne trudności, z którymi będziemy musieli się zmierzyć. Nasi sponsorzy też będą mieć problemy i mogą ograniczyć wydatki. Dlatego spodziewamy się o 15-20 proc. mniejszych przychodów. I to w sytuacji, gdy koszty po naszej stronie będą rosły - zapowiedział w "Auto Hebdo" Frederic Vasseur, szef Alfy Romeo.
Formuła 1 chce bowiem zrobić wszystko, aby tegoroczny kalendarz liczył chociaż 18 wyścigów. Aby to się stało, koronawirus musi ustąpić w najbliższych tygodniach. Wtedy realne byłoby rozpoczęcie rywalizacji o punkty w czerwcu. W kalendarzu roiłoby się jednak od Grand Prix rozgrywanych tydzień po tygodniu.
- Jeśli będziemy mieć co chwilę trzy wyścigi F1 z rzędu, to będziemy musieli zatrudnić nowych pracowników, aby poradzić sobie z tym ciężarem. Będziemy też musieli wyprodukować dodatkowe części. Mam na myśli skrzydła, podłogi, itd. Może się okazać, że ich nie będziemy potrzebować, ale musimy je mieć w razie jakiegoś wypadku - wyjaśnił Vasseur.
W czwartek F1 debatowała na temat obecnej sytuacji wywołanej koronawirusem. Francuz przyznał, że rozmowa z innymi szefami zespołów F1 nie była łatwa. - Do rozwiązania było sporo problemów, a każda ekipa ma inne. Ostatecznie zwyciężył zdrowy rozsądek. Zamroziliśmy rozwój podwozi, silników i innych elementów - zdradził.
Zespoły F1 porozumiały się też co do tego, by opóźnić o rok rewolucję w przepisach. Nowy regulamin techniczny wejdzie w życie dopiero w sezonie 2022. Oznacza to, że fabryki nie będą musiały rozwijać dwóch konstrukcji na raz po tym jak ustąpi ryzyko związane z koronawirusem.
- W tej sytuacji ważne było, aby w roku 2021 utrzymany został limit wydatków. To nam zapewni miękkie lądowanie po zakończeniu pandemii, uniemożliwi to też dużym zespołom wydawanie horrendalnych kwot na rozwój konstrukcji na rok 2022 - skomentował szef Alfy Romeo.
Sam Vasseur jest przerażony skutkami COVID-19. W jego rodzimej Francji na groźną chorobę zachorowało już ponad 12 tys. osób. Zmarło co najmniej 450.
- W mojej 30-letniej karierze przeżyłem już kryzysy i konsekwencje wojny w Zatoce Perskiej (1990 rok), ataku na World Trade Center (2001), SARS (2003) czy załamania na rynku finansowym (2008). Teraz jest inaczej, bo wszystkie rynki, począwszy od Chin, Ameryk, a na Europie skończywszy, zostały dotknięte koronawirusem - stwierdził Vasseur.
- Jeśli chodzi o kwarantannę i wprowadzone obostrzenia, poprzednie pokolenie doświadczyło czegoś takiego podczas II wojny światowej. Obecna młodzież tego nie zna. Przed nami trudne czasy. Wkrótce będziemy mówić o czasach sprzed COVID-19 i po. Czekają nas zmiany i nie wiem, czy sport motorowy będzie jednym z priorytetów światowych władz - zakończył szef Alfy Romeo.
Czytaj także:
Kłótnia szefów Ferrari, Red Bulla i McLarena
Tor Mugello przekazał sprzęt medyczny włoskim szpitalom