Od kilku tygodni w świecie Formuły 1 panuje przekonanie, że Grand Prix Francji nie dojdzie do skutku w planowanym terminie. Nie ma bowiem oznak, aby świat zwalczył koronawirusa na tyle szybko, by wyścig na torze Paul Ricard mógł się odbyć 28 czerwca.
Wydaje się, że o losie rundy F1 we Francji zadecydował właśnie tamtejszy rząd. W poniedziałek prezydent Emmanuel Macron przedłużył okres obowiązywania restrykcji wprowadzonych w związku z COVID-19. Co najmniej do połowy lipca w kraju nie będą się mogły odbywać żadne imprezy masowe.
- Miejsca, w których gromadzą się ludzie - restauracje, kawiarnie, hotele, kina, teatry, sale koncertowe i muzea - muszą pozostać zamknięte. Duże festiwale i imprezy gromadzące tysiące ludzi nie będą się mogły odbyć wcześniej niż w połowie lipca - powiedział Macron w specjalnym orędziu do narodu.
ZOBACZ WIDEO: Mateusz Bieniek w centrum pandemii koronawirusa. Reprezentant Polski opowiada o życiu we Włoszech
- Sytuacja we Francji będzie oceniana od połowy maja co tydzień, tak by dostosowywać zakazy do panujących warunków. Nasze granice pozostaną też zamknięte do odwołania dla osób spoza Europy - dodał Macron.
Decyzja prezydenta Francji to cios dla F1, bo przy tych restrykcjach niemożliwe będzie rozegranie wyścigu na Paul Ricard nawet bez udziału publiczności. Oznacza to, że nowy sezon najwcześniej ruszy w lipcu.
Zaraz po Grand Prix Francji w kalendarzu F1 widnieje Grand Prix Austrii. Ten wyścig zaplanowano na 5 lipca na torze Red Bull Ring w Spielbergu. Królowa motorsportu do tej pory odwołała 9 z 22 tegorocznych wyścigów. Szefowie F1 ciągle jednak wierzą w to, że część z nich uda się rozegrać w późniejszym terminie, dzięki czemu sezon 2020 będzie liczyć 15-18 rund.
Decyzja francuskiego rządu uderzy też w organizację kolarskiego Tour de France, który teoretycznie ma się rozpocząć w Nicei w ten sam weekend, co Grand Prix Francji w F1.
Czytaj także:
Zespoły DTM mierzą się z kryzysem
Stirling Moss miał zostać dentystą. Wspomnienie legendy F1