BMW przez kilka lat było mocno zaangażowane w Formułę 1. Najpierw jako dostawca silników dla Williamsa, a jako że współpraca z Brytyjczykami nie układała się jak należy, to Niemcy postanowili wykupić pakiet akcji w Sauberze i stworzyli fabryczny zespół z siedzibą w szwajcarskim Hinwil.
To właśnie BMW Sauber dało szansę debiutu w F1 Robertowi Kubicy w roku 2006. Razem z Polakiem duet kierowców marki z Monachium tworzył Nick Heidfeld. Przed tą dwójką rozpisano bardzo konkretny plan - Niemcy mieli najpierw wywalczyć podium w pojedynczym wyścigu, potem zdobyć pole position w kwalifikacjach, następnie wygrać Grand Prix, by w końcu zdobyć tytuł mistrzowski.
Tak się składa, że kluczowe osiągnięcia dla BMW Sauber wywalczył Kubica. To on wygrał kwalifikacje w Bahrajnie w roku 2008, a kilka miesięcy później wyścig w Kanadzie. Został wtedy nawet liderem klasyfikacji generalnej mistrzostw świata F1, ale Niemcy podeszli do tematu bardzo korporacyjnie. Zamiast skupić się na dalszym rozwoju maszyny i dać szansę Kubicy walczyć o tytuł, porzucili jej udoskonalanie. Zajęli się konstrukcją na rok 2009.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Mistrz olimpijski jest strażakiem. Zbigniew Bródka opowiedział o pracy w czasach zarazy
Tamta decyzja była gwoździem do trumny BMW Sauber. Z jednej strony zespół z Hinwil stracił niepowtarzalną okazję na tytuł. Z drugiej, system KERS, w który Niemcy tak mocno wierzyli w roku 2009, okazał się mocno zawodny i nie poprawił osiągów niemieckiej maszyny. W połączeniu z kryzysem finansowym, jaki dopadł wtedy świat po upadku banku Lehman Brothers, doprowadziło to do wycofania BMW z F1.
- BMW zatrzymało program związany z F1 wcześnie, za wcześnie. Mówię to jako kierowca, z mojego punktu widzenia - powiedział Heidfeld, cytowany przez gpblog.com.
Należy bowiem pamiętać, że w F1 nie da się nadrobić dystansu w kilka dni. Gdy BMW nawiązywało sojusz z Sauberem, zespół był na tyłach stawki. Potrzebował czasu, by efekty szwajcarsko-niemieckiej współpracy stały się widoczne. Kierownictwo firmy z Monachium wyjęło jednak wtyczkę w połowie drogi.
- Pewnie z punktu widzenia BMW, ze względu na kryzys finansowy, to była słuszna decyzja. Jeśli jednak spojrzymy na wyniki, to widać jak dobrze sobie poradzili, jak sprawnie zaczęli działać bazując na małym zespole - stwierdził Heidfeld.
Zdaniem Heidfelda, gdyby Niemcy mieli więcej cierpliwości, być może w którymś momencie on albo Kubica świętowaliby tytuł mistrzowski. - Kiedy notujesz piąte, czwarte, trzecie czy drugie miejsce, to możesz też zostać mistrzem świata. To normalne, że czasem musisz zrobić krok wstecz. Tyle że BMW wolało się w tej sytuacji wycofać z F1 - ocenił niemiecki kierowca.
- Myślę, że były rzeczy, które mogliśmy zrobić lepiej jako BMW Sauber. Jednak tak jest z każdym zespołem. To jest tak, że jak popatrzysz w kierunku sąsiada, to zawsze jego trawa wygląda na bardziej zieloną niż twoja. Kiedy przechodzisz do innego zespołu, to też sprawy mogą się potoczyć lepiej lub gorzej - podsumował.
Niemiecki kierowca nie wygrał wyścigu dla BMW Sauber. Jego najlepszym wynikiem była druga pozycją - ten rezultat wywalczył choćby podczas GP Kanady 2008, przegrywając wtedy wyłącznie z Kubicą. Jego przygoda z F1 dobiegła końca po sezonie 2011, kiedy to awaryjnie zastąpił Polaka w Lotusie. Gdyby nie rajdowy wypadek Kubicy, kariera Heidfelda w F1 zakończyłaby się już w roku 2010.
Czytaj także:
Motorsport w odwrocie. Firmy tną wydatki
Williams desperacko szuka nowych sponsorów