Koronawirus sprawił, że kierowcy od kilku tygodni muszą siedzieć w swoich domach i nie mają co liczyć na prawdziwe ściganie. Wyjściem w tej sytuacji jest wirtualna rywalizacja. Oficjalne mistrzostwa w wersji komputerowej uruchomiły m.in. Formuła 1, IndyCar oraz DTM .
Bardzo chętnie do rywalizacji wirtualnej przystępuje Lando Norris. Kierowca McLarena znany jest z tego, że wolny czas spędza przed komputerem. W swoim domu posiada nawet profesjonalny symulator i często można go spotkać na platformie wyścigowej iRacing. Dlatego też Norris chętnie przyjął nie tylko zaproszenie z wirtualnych mistrzostw F1, ale też IndyCar.
20-latek ostatnio był bliski zwycięstwa w wirtualnym wyścigu IndyCar, ale w samej końcówce rywalizacji celowo wjechał w niego Simon Pagenaud. Ruch Francuza został skrytykowany przez wielu kibiców. Zwłaszcza że wybrani bukmacherzy zaczęli oferować możliwość obstawiania wyników wirtualnych wyścigów. Tym samym część z nich straciła pieniądze w momencie, gdy Pagenaud celowo wjechał w Norrisa.
ZOBACZ WIDEO: Prezes Orlenu o wspieraniu sportowców. "Nie chodzi tylko o wizerunek i biznes"
- Przeprosił mnie za to. Powiedział mi, że chciał zjechać na pit-stop i nieco mnie spowolnić, aby wygrał Oliver Askew. Nie chciał mnie wyrzucić poza tor, ale "tylko" zjechał do środka zakrętu i zahamował tuż przede mną. Cóż... Wiecie ile czasu poświęciłem na to, by prawidłowo wjeżdżać w lewe zakręty? - mówił po tym zdarzeniu Norris w rozmowie z crash.net.
Pagenaud swoje zachowanie miał tłumaczyć tym, że nie chciał, aby wirtualny wyścig IndyCar wygrał ktoś spoza tego świata. Francuz najwidoczniej dał przykład innym. Jego śladem w sobotnich zawodach poszedł też Santino Ferrucci, który wjechał w Olivera Askewa.
"Z tego co się dowiedziałem, jeden z kierowców zaangażowanych w sobotnie wypadki w wirtualnym wyścigu otrzymał poprzez wiadomość w social mediach pogróżki i życzenia śmierci" - napisał na Twitterze dziennikarz Marshall Pruett, który na co dzień zajmuje się IndyCar.
Pruett nie wyjaśnił, czy chodzi o Pagenauda czy Ferrucciego. Do dyskusji włączył się jednak Jimmy Broadbent, znany youtuber i kierowca ścigający się w wirtualnych zawodach. "Miałem podobne doświadczenia, na szczęście nie tak poważne, po tym jak Lando wjechał we mnie w pierwszym wyścigu wirtualnych mistrzostw F1. Niektórzy ludzie są niemożliwi" - skomentował Broadbent.
Powyższe sytuacje pokazują, że wirtualne wyścigi wymknęły się spod kontroli. Miały być formą zabawy w momencie, gdy w dobie koronawirusa kierowcy nie mogą ścigać się na normalnych torach. Część kierowców nadal podchodzi do nich na luzie, inni za to bardzo poważnie. Podobnie jest z kibicami, efektem czego jest wysuwanie gróźb karalnych pod adresem wybranych zawodników.
Had a similar experience (luckily not quite that severe) when Lando crashed into me in the first Virtual GP. Some people are insane.
— Jimmy Broadbent (@JimmyBroadbent) May 5, 2020
Czytaj także:
Decyzja Audi ciosem dla Robina Rogalskiego
DTM niepewne przyszłości. Robert Kubica ma problem