Fernando Alonso startował w Ferrari w latach 2010-2014. Hiszpan został sprowadzony do Maranello, by zdobyć tytuł mistrzowski, ale ta sztuka mu się nie udała. Rozgoryczony brakiem sukcesów postanowił przedwcześnie rozwiązać umowę i związał się z McLarenem.
Współpraca z Brytyjczykami też nie ułożyła się po myśli Alonso, przez co zakończył on karierę po sezonie 2018, a jego miejsce w stajni z Woking zajął Carlos Sainz. Kierowca z Madrytu pokazał się ze świetnej strony w zeszłym roku, gdy zajął szóste miejsce w klasyfikacji F1. To miało przekonać szefów Ferrari, że warto mu dać szansę i ściągnąć go w miejsce Sebastiana Vettela.
- Carlos wykonał świetną robotę i to nie tylko w zeszłym roku - powiedział gazecie "AS" Alonso.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Adrian Mierzejewski pokazał swój trening
Dwukrotny mistrz świata F1 zwrócił uwagę na to, że Sainz od początku kariery był niedoceniany przez ekspertów . - Od startów w Toro Rosso spisywał się świetnie. Najpierw za partnera miał Verstappena, potem Hulkenberga. Zawsze mierzył się z trudnymi rywalami zespołowymi, a radził sobie dobrze. To dobrze dla Hiszpanii i dla sportu. Mam nadzieję, że Carlos ma przed sobą świetlaną przyszłość - dodał 38-latek.
Transfer Sainza wyklucza też ponowne starty Alonso w barwach Ferrari, o czym plotkowało się jeszcze parę miesięcy temu. Ostatnio kierowca z Oviedo dał jednak do zrozumienia, że w roku 2021 nie wróci do F1.
Alonso nie zamierza się nawet ścigać w wirtualnych mistrzostwach F1, jakie są organizowane w dobie pandemii koronawirusa. - Nie mam nawet symulatora, a niektórzy kierowcy grają i ścigają się przed komputerem cały dzień. Nie dołączę do tego - stwierdził Alonso.
Czytaj także:
Co decyzja Vettela oznacza dla Kubicy? Ruszyła machina transferowa
Mercedes nie mówi "nie". Rozważy transfer Vettela