Koronawirus wstrzymał wszelkie rozmowy transferowe w Formule 1, bo brak wyścigów sprawił, że zespołom trudno ocenić dyspozycję kierowców. We wtorek gruchnęła jednak wiadomość, że Sebastian Vettel nie przedłuży umowy z Ferrari. Takie miało być zresztą ultimatum włoskiego zespołu, który chciał zacząć sezon w lipcu z jasną sytuacją co do przyszłości Vettela.
Decyzja czterokrotnego mistrza świata F1 sprawia, że otwiera się worek z transferami. W zależności od decyzji Ferrari co do tożsamości nowego kierowcy, przed Robertem Kubicą może się pojawić szansa powrotu do F1 w roku 2021.
Deja vu
W roku 2018 przeżyliśmy szalony okres transferowy w F1, co było spowodowane dwoma ruchami - końcem kariery Fernando Alonso oraz zaskakującym przejściem Daniela Ricciardo do Renault. Wówczas w królowej motorsportu kotłowało się tak mocno, że przed Robertem Kubicą pojawiła się szansa startów w Williamsie, z której krakowianin skorzystał.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Billy Hamill
Decyzja Vettela, niezależnie czy Niemiec zakończy karierę po sezonie 2020, czy podpisze kontrakt z innym zespołem, to dobra informacja dla Kubicy. Polak potrzebuje wstrząsu na rynku transferowym, jeśli ma się przed nim otworzyć szansa ponownych startów w F1. W obecnej sytuacji utrzymanie statusu quo byłoby dla 35-latka złą nowiną.
Lista życzeń Ferrari
Od kilku tygodni Ferrari szykowało się do odejścia Vettela. Już zaproponowanie mu kontraktu z pensją na poziomie 12 mln euro było tego dowodem, bo obecny kontrakt gwarantuje mu trzy razy więcej pieniędzy. Dlatego nie dziwi, że w Maranello od dawna wisi "lista życzeń". Znajdują się na niej trzy nazwiska - Daniel Ricciardo, Carlos Sainz i Antonio Giovinazzi.
Szefostwo Ferrari musi sobie odpowiedzieć na pytanie, jaką strategię zamierza obrać. Jeśli chce jasnego podziału na kierowcę numer jeden i dwa, jak chociażby w czasach Michaela Schumachera i Rubensa Barrichello, to powinno postawić na Giovinazziego. Włoch zawsze dowiezie jakieś punkty, a równocześnie nie będzie przeszkadzać liderowi - Charlesowi Leclercowi.
Wydarzenia z ostatnich miesięcy pokazały, że w Ferrari nie może startować dwóch "samców alfa", jak o kierowcach z dużym ego mówi szef Mercedesa Toto Wolff. Wystarczy sobie przypomnieć kilka obrazków z zeszłego roku, gdy Vettel nie chciał przepuścić Leclerca, gdy łamał ustalenia zespołowe, na czym w ostateczności traciła cała drużyna.
Vettel zasłynął zresztą z takich zagrywek. Już w Red Bull Racing żądał absolutnej dominacji nad kolegą z zespołu i nieraz wystawiał do wiatru Marka Webbera. Zdarzało mu się też doprowadzać do kolizji z Australijczykiem, tak jak zderzył się z Leclercem w Brazylii w zeszłej kampanii. Gdy w roku 2014 w Red Bullu dostał za partnera młodego Ricciardo, który z łatwością go pokonał, odszedł z zespołu. Teraz w Ferrari sytuacja się powtórzyła.
Giovinazzi zrobi miejsce Kubicy?
Gdyby Ferrari postawiło na Giovinazziego, to wakat powstałby w Alfie Romeo, na co czekają kibice Roberta Kubicy. Polak, jako rezerwowy stajni z Hinwil, byłby jednym z głównych kandydatów do startów w biało-czerwonym samochodzie. Tyle że nie jest to takie oczywiste.
Należy ciągle pamiętać o tym, że Ferrari ma prawo obsadzenia jednego miejsca w Alfie Romeo. Obecnie zajmuje je właśnie Giovinazzi. Jeśli 26-latek awansowałby do stajni z Maranello, to Włosi mogliby tam umieścić jednego z członków swojej akademii - chociażby Micka Schumachera albo Roberta Shwartzmana.
Niemiec i Rosjanin mają spore atuty. Schumacher ma głośne nazwisko i dzięki niemu któregoś dnia najpewniej w końcu trafi do F1. Zwłaszcza że jego ojciec jest żywą legendą F1 i Ferrari. Shwartzman ma za to wsparcie SMP Racing, czyli firmy dobrze znanej Kubicy i Polakom, bo to ona umieściła w roku 2018 Siergieja Sirotkina w Williamsie. Postawienie na Shwartzmana skutkować będzie zyskaniem sponsora dla Alfy Romeo, który z łatwością zastąpi chociażby polski Orlen.
Problem Kubicy może się rozwiązać w sytuacji, gdy Schumacher i Shwartzman w sezonie 2020 będą osiągać słabe wyniki w Formule 2. Wtedy stanie się jasne, że nie są jeszcze gotowi na rywalizację w królowej motorsportu i muszą poczekać na kolejne rozdanie transferowe.
Wariant najbardziej realny
Giovinazzi już w roku 2019 miał problemy z punktowaniem w F1 i odstawał poziomem od Kimiego Raikkonena. Dlatego w Maranello mogą nie zdecydować się na tak odważny krok, jakim byłoby danie szansy kierowcy z Włoch. Należy bowiem pamiętać, że zespół potrzebuje też punktów drugiego zawodnika do klasyfikacji konstruktorów F1.
Dlatego najbardziej realny scenariusz to sięgnięcie po kogoś z dwójki Ricciardo-Sainz. Australijczyk już w Red Bullu pokazał, że może się dogadać z kierowcą mającym duże ego, bo takim bez wątpienia jest Max Verstappen. Ucieczka z mało konkurencyjnego Renault byłaby dla niego wybawieniem. Ponadto Ricciardo ma włoskie korzenie, mieszka w Monako i świetne zna się z Leclercem.
Sainz też ma swoje atuty. Talent pozycjonuje go ciut wyżej niż Giovinazziego, ale też nie na tyle, by narobić problemów Leclercowi. Hiszpan może stać się kimś w rodzaju "skrzydłowego", jak zwykło się mawiać o Valtterim Bottasie i jego roli w Mercedesie. Fin czasem wygra wyścig, ale w skali całego sezonu nie jest w stanie zagrozić Lewisowi Hamiltonowi.
Niezależnie od tego, na kogo z tej dwójki postawiłoby Ferrari, to też dobra nowina dla Kubicy. Na rynku zacznie się dziać i nikt nie wie, jaki będzie finalny efekt. Zwłaszcza gdyby okazało się, że wolne miejsce jest w Renault. W końcu to zespół, który też świetne zna Kubicę, organizował mu prywatne testy po kontuzji w roku 2017 i może potrzebować sponsora wskutek kryzysu wywołanego koronawirusem.
Czytaj także:
Robert Kubica i Nick Heidfeld. Szorstka relacja kierowców
Lewis Hamilton odrzucił ofertę Ferrari