Kimi Raikkonen po latach wrócił do domu - Fin w roku 2001 zaczynał karierę w Formule 1 od Saubera, a obecnie jest reprezentantem Alfy Romeo. To ciągle ten sam zespół, mający siedzibę w szwajcarskim Hinwil, ale wsparcie włoskiego producenta samochodów sprawiło, że zmienił on nazwę.
Gdy Raikkonen pod koniec 2018 roku ogłosił swój transfer do Alfy Romeo, świat F1 był w szoku. Większość ekspertów spodziewała się, że były mistrz świata po odejściu z Ferrari zakończy karierę. Tymczasem okazuje się, że rozmowy w kontekście powrotu do stajni z Hinwil miały już miejsce w roku 2017.
- Pracowaliśmy nad tym długi czas. Kiedy zajął trzecie miejsce na Silverstone w roku 2017, wziął mnie do prywatnego odrzutowca i wracaliśmy razem z wyścigu do domu. Zaczęliśmy rozmawiać o przyszłości. Powiedziałem mu wprost, że jeśli nie dostanie nowej umowy w Ferrari albo nie będzie chciał dłużej dla nich jeździć, to ma się ze mną skontaktować - zdradził "Motorsportowi" Beat Zehnder, menedżer Alfy Romeo.
ZOBACZ WIDEO: Polska medalistka olimpijska pomaga seniorom w czasie epidemii. "Jeździliśmy i pytaliśmy, kto jakiej pomocy potrzebuje"
- Powiedziałem mu, że znajdziemy sposób, jeśli tylko będzie zainteresowany i zmotywowany, by wrócił do Saubera. Bo przez lata o tym rozmawialiśmy - dodał Zehnder.
Ferrari o swojej decyzji względem Raikkonena poinformowało we wrześniu 2018 roku. Wtedy sprawy nabrały tempa. - Od razu nawiązaliśmy kontakt. Mieliśmy spotkanie we wtorek po wyścigu o Grand Prix Włoch, na którym ogłoszono decyzję Ferrari. Zawarliśmy umowę w dwie godziny. Kimi nawet nie czytał kontraktu, bo tak ma w zwyczaju. Przez lata zawsze mieliśmy świetne relacje i potrafiliśmy się dogadać - podsumował menedżer Alfy Romeo.
Obecny kontrakt Raikkonena z Alfą Romeo wygasa po sezonie 2020. W tej chwili nie wiadomo, czy mistrz świata F1 z roku 2007 przedłuży współpracę ze szwajcarską ekipą. Frederic Vasseur, szef Alfy Romeo, zapowiadał w marcu, że jeśli tylko Raikkonen będzie chciał nadal startować w F1, to otrzyma nową umowę.
Czytaj także:
Sebastian Vettel na radarze Mercedesa
Kibice na trybunach w F1 najwcześniej jesienią