Formuła 1 zawita na Węgry dokładnie 19 lipca. Zawody na torze Hungaroring odbędą się bez udziału publiczności, ale i tak przez padok toru przewinie się ok. 2 tys. osób. Mowa nie tylko o kierowcach, ale też mechanikach, inżynierach, pracownikach zespołów niższych serii wyścigowych czy operatorach kamer. Dlatego ryzyko wystąpienia koronawirusa mimo wszystko jest stosunkowo duże. Węgrzy zdają się być na to przygotowani.
Organizatorzy Grand Prix Węgier powołali specjalny zespół, którym kieruje dr Bela Merkely. Ma on zadbać o to, by wyścig F1 odbywał się w bezpiecznych warunkach.
- Będziemy mieć dostęp do profesjonalnego laboratorium, aby w razie potrzeby potwierdzić albo zaprzeczyć pojawieniu się wirusa na torze. Zajmie nam to 50 minut - powiedziała dr Merkely, cytowana przez "F1 Technical".
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Mistrz olimpijski jest strażakiem. Zbigniew Bródka opowiedział o pracy w czasach zarazy
- W razie potrzeby możemy wykonać dwa tysiące testów w ciągu kilku godzin, a ich wyniki będą znane najpóźniej w ciągu ośmiu godzin od badania - dodała dr Merkely.
Dodatkowo organizatorzy Grand Prix Węgier wyposażą personel F1 w specjalną aplikację VirusRadar. Pozwoli ona monitorować sytuację i będzie zbierać m.in. dane z lokalizacji. W przypadku wystąpienia COVID-19 w padoku, będzie można w sposób szybki i łatwy sprawdzić z kim zarażona osoba miała kontakt, w jakich miejscach przebywała, itd.
Formuła 1 wznowi sezon 5 lipca w Austrii. Na Red Bull Ringu odbędą się dwa wyścigi F1 z rzędu - tydzień po tygodniu. Później stawka, wracając ze Spielberga, pojawi się właśnie na Węgrzech. Taki układ kalendarza nie jest przypadkowy. W czasach koronawirusa i zamkniętych granic odpowiednia logistyka odgrywa kluczowe znaczenie.
Czytaj także:
Robert Kubica podsumował pierwszy dzień testów DTM
Hamilton walczy z rasizmem po śmierci Floyda