Red Bull Racing na kilka godzin przed startem wyścigu o GP Austrii złożył protest przeciwko wcześniejszej decyzji sędziów, którzy po kwalifikacjach odstąpili od ukarania Lewisa Hamiltona. Stewardzi dali słowo wyjaśnieniom Hamiltona, że w kurzu nie widział on żółtych flag ostrzegających o wypadku Valtteriego Bottasa, do którego doszło pod koniec Q3.
Jednak kilka godzin po kwalifikacjach do GP Austrii w internecie pojawiło się nagranie z bolidu Hamiltona, na którym było widać, że żółte flagi były wyraźnie widoczne i aktualny mistrz świata Formuły 1 powinien był zareagować i zmniejszyć prędkość w związku z zagrożeniem. Film wycięli kibice i zaczęli rozpowszechniać w mediach społecznościowych.
Popularność nagrania na Twitterze sprawiła, że postanowił z niego skorzystać Red Bull, który poprosił sędziów o ponowne przeanalizowanie decyzji. Efekt? Cofnięcie Hamiltona o trzy pozycje na polach startowych.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Liverpool nie może świętować tytułu z kibicami. Piłkarze zrobili więc to!
- Nagranie z social mediów pokazało, że żółte flagi były mocno widoczne. Nam to przypominało sytuację z Meksyku, kiedy w podobnych okolicznościach Max Verstappen stracił pole position za zignorowanie ostrzeżeń. Dlatego wystąpiliśmy do FIA, by się jeszcze raz temu przyjrzała - powiedział "Motorsportowi" Christian Horner, szef Red Bull Racing.
Choć nagranie pochodziło z bolidu Hamiltona i oficjalnych kamer zamontowanych przez F1, to sędziowie mieli twierdzić, że nie mieli do niego dostępu. Dlatego pierwotnie nie ukarali Brytyjczyka. - Po obejrzeniu tego materiału decyzja dla nich była bardzo łatwa - oznajmił Horner.
Hamilton wskutek kary musiał startować z piątej pozycji, co utrudniło zadanie kierowcy Mercedesa. Wprawdzie w wyścigu zdołał się on przedrzeć na drugie miejsce, ale wskutek kolejnej kary - za spowodowanie kolizji z Alexandrem Albonem, sklasyfikowano go na czwartej lokacie.
Czytaj także:
Alex Zanardi przeszedł kolejną operację
Sebastian Vettel w ogniu krytyki