Gdy Williams poinformował o zmianie właściciela, nie mogło to być zaskoczeniem, bo przed kilkoma miesiącami zespół Formuły 1 sam zawiadamiał o rozpoczęciu procesu sprzedaży i poszukiwaniach nowego inwestora.
Jednak faworytem do przejęcia ekipy z Grove był miliarder Michael Latifi. To on wyłożył ok. 35 mln euro, by jego syn Nicholas startował w Williamsie w tym sezonie Formuły 1, a na początku roku dodatkowo uratował ekipę wielomilionową pożyczką. Dlatego też przejęcie Williamsa przez fundusz inwestycyjny Dorilton Capital było niespodzianką.
Były kierowca zaangażowany w transakcję
Bloomberg podał, że transakcja zamknęła się w 152 mln euro, ale rodzina Williamsów otrzyma tylko 112 mln euro. Brakująca kwota trafi najpewniej na konto Latifiego, bo nowy właściciel zamierza spłacić długi poprzedników. Dorilton Capital zobowiązał się też do zachowania nazwy zespołu, a fabryka nadal będzie funkcjonować w Grove.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewis Hamilton zaskoczył sprzątaczkę. Tego się nie spodziewała
- To ludzie, którzy rozumieją ten sport - powiedziała Claire Williams po dokonaniu transakcji, a jej słowa mogły być zaskoczeniem. Amerykanie nie posiadali do tej pory żadnej ekipy sportowej, nie mówiąc już o obecności w wyścigach samochodowych. Skąd zatem taka radość u ciągle obecnej szefowej Williamsa?
W transakcję miał się bowiem zaangażować James Mathews, właściciel funduszu hedgingowego w Londynie. Dorilton Capital zakupił Williamsa poprzez spółkę zależną BCE Limited, za sprawą której inwestycji dokonują właśnie Mathews i jego ojciec David.
James to były kierowca wyścigowy. W roku 1994 wygrał brytyjską Formułę Renault w barwach Manor Motorsport. Fanom tabloidów Mathews może być znany z tego, że w roku 2017 poślubił Pippę Middleton, czyli młodszą siostrę księżnej Kate.
Kupić, żeby sprzedać i zarobić
James Mathews ma pojęcie o motorsporcie i bez wątpienia to o nim myślała Claire Williams, wypowiadając słowa o "ludziach, którzy rozumieją ten sport". Nie jest jednak jasne, czy 45-latek chce dopisać do swojego CV szefowanie zespołem F1.
Brytyjczyk od ponad 20 lat zajmuje się sprzedażą akcji i inwestowaniem środków. Być może potraktował zakup Williamsa jako czystą okazję biznesową. Zespół pogrążony w chaosie i długach kosztował niewiele, a perspektywy są dla niego znacznie lepsze. Zwłaszcza za sprawą nowego Porozumienia Concorde, które ma sprawić, że Formuła 1 będzie bardziej wyrównana.
Williams podpisał nowe Porozumienie Concorde i zobowiązał się do jazdy w F1 w latach 2021-2025. Firma z Grove ma liczyć na wyższe premie finansowe niż do tej pory, co pozwoli jej odbić się od dna. Pomoże jej w tym również limit finansowy - już wkrótce zespoły będą mogły wydawać maksymalnie 135 mln dolarów na sezon.
Warto przy tym pamiętać, że Williams jest notowany na giełdzie. Inwestorzy dobrze przyjęli wiadomość o nowym właścicielu. Jeszcze w czwartek za jeden papier zespołu z Grove płacono 12,90 euro. W piątek, w dniu ogłoszenia transakcji, było to już 14,20 euro. W poniedziałek euforia nieco opadła, bo kurs spadł do 13,50 euro za jedną akcję.
Co zrobi Michael Latifi?
W obecnej sytuacji rodzi się pytanie, co zrobi Michael Latifi? Czy kanadyjski miliarder pogodzi się z tym, że nie został nowym właścicielem Williamsa? Warto przypomnieć chociażby poczynania Lawrence'a Strolla, który też inwestował ogromne środki w ekipę z Grove, ale gdy nie słuchano jego rad, w połowie 2018 roku zabrał zabawki i kupił za 90 mln funtów upadające Force India i przemianował je na Racing Point, a następnie zabrał tam swojego syna Lance'a.
Latifi, jeśli tylko będzie chciał, może poszukać innego zespołu F1. Z otwartymi rękami przyjmą go chociażby w amerykańskim Haasie. Nie jest bowiem tajemnicą, że Gene Haas chętnie zmniejszyłby swoje zaangażowanie finansowe w F1. Zwłaszcza że właściciel firmy Haas jest "tylko" milionerem i ma znacznie mniejszy majątek niż Stroll czy Latifi.
Co ciekawe, Dorilton Capital posiada w swoim portfolio firmę spożywczą z Kanady - Island Abbey Foods. Tymczasem Latifi za sprawą spółki Sofina działa właśnie na rynku spożywczym i chce uczynić ze swojej marki globalnego potentata. Tymczasem w tej chwili na bolidach Williamsa mamy w wielu miejscach reklamy Sofiny. Może to rodzić konflikt interesów.
Czytaj także:
Red Bull proponuje rewolucyjne zmiany w F1
Nico Hulkenberg nie chce być rezerwowym w F1