Sporo działo się w GP Włoch. Zaczęło się od awarii Kevina Magnussena w pobliżu alei serwisowej, co doprowadziło do jej zamknięcia, aby służby mogły bezpiecznie zabrać bolid Duńczyka. W tym okresie na pit-stop zjechali jednak dwaj kierowcy - Lewis Hamilton oraz Antonio Giovinazzi.
Hamilton i Giovinazzi otrzymali za to karę "stop and go", czyli przez 10 s. musieli stać na swoim stanowisku w alei serwisowej. Gdy obaj dowiedzieli się o karze, akurat doszło do przerwania GP Włoch, bo poważny wypadek zanotował Charles Leclerc.
W trakcie przerwy Hamilton udał się do sędziów, aby zrozumieć powody ukarania. - Wróciłem do alei serwisowej, porozmawiałem z zespołem i nie mieli żadnego nagrania tej sytuacji. Dlatego chciałem zobaczyć, co przeoczyliśmy - wyjaśnił w "Motorsporcie" aktualny mistrz świata F1.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewis Hamilton zaskoczył sprzątaczkę. Tego się nie spodziewała
- Mógłbym przysiąc, że przy wjeździe do pit-lane nie było czerwonego światła. Nie chciałem widzieć dyrektora wyścigowego, Michaela Masiego. Chodziło mi o zobaczenie sędziów, którzy podejmowali tę decyzję. Oni szybko mi pokazali, że w zakręcie przed zjazdem do alei serwisowej były dwa znaki X, oznaczające zamknięty wjazd. Nie widziałem ich, bo patrzyłem gdzie indziej - dodał Hamilton.
Jak podkreślił Hamilton, jego rozmowa i wizyta u sędziów nie trwała zbyt długo. - Po zobaczeniu tego nagrania nie było wiele więcej roboty, więc wyszedłem, przebrałem się. Stąd moje małe spóźnienie na pola startowe - stwierdził kierowca Mercedesa.
Hamilton w rozmowie z "Motorsportem" podkreślił, że nie miał pojęcia, że znaki oznaczające zamknięcie wjazdu do alei serwisowej wyświetlane będą po lewej stronie toru. - Zawsze była informacja przed pit-lane, z tego co pamiętam. Nie wiedziałem, że komunikaty będą po lewej stronie. To dla mnie nowe doświadczenie - podsumował 35-latek.
Czytaj także:
Kubica na czternastym miejscu w wyścigu DTM
Odejście rodziny Williamsów z F1 szokiem