Ferrari nie zdobyło punktów w GP Belgii i GP Włoch, ale przełamało kiepską passę przy okazji GP Toskanii. Było to o tyle ważne, że na torze Mugello, który zresztą należy do włoskiej firmy, świętowała ona 1000. występ w Formule 1.
Fakt, że Charles Leclerc dojechał do mety na ósmym miejscu, a Sebastian Vettel był dziesiąty, nie zachwyca jednak szefów firmy z Maranello. - Znajdujemy się w ogromnej dziurze. Wiemy o tym. To zbieg różnych czynników, ale wszystko, co powiem, zostałoby potraktowane jako wymówka, a my nie chcemy szukać wymówek - oświadczył Louis Camilleri, dyrektor generalny Ferrari.
- Najważniejsze jest skupienie się na problemach, które mamy. Musimy ciężko pracować, mając odpowiednią determinację, aby wrócić na należne nam miejsce - powiedziała najważniejsza osoba w firmie z Maranello.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewis Hamilton zaskoczył sprzątaczkę. Tego się nie spodziewała
Ferrari w sezonie 2020 znalazło się w kryzysie, przez który zajmuje dopiero szóste miejsce w klasyfikacji konstruktorów F1. Tak kiepsko Włosi nie prezentowali się w królowej motorsportu od lat. Na dodatek pandemia koronawirusa sprawiła, że zamrożono rozwój podwozi i silników, co dodatkowo ogranicza pole manewru ekipie.
- Będzie nam też ciężko w roku 2021. W F1 walczy się z czasem. Zarówno na torze, jak i w kwestii rozwoju bolidu. Tu nie ma magicznej kuli. Dlatego potrzebujemy trochę czasu. Mam nadzieję, że dzięki nieco większej elastyczności w przyszłym roku nieco się podniesiemy - ocenił Camilleri.
- Mercedes w ostatnich latach wykonał świetną robotę. Czapki z głów przed nimi. Zobaczymy czy w roku 2022, przy okazji rewolucji w przepisach, dojdzie do resetu stawki F1. To jest nasza nadzieja - zakończył dyrektor generalny Ferrari.
Czytaj także:
Aston Martin kusi Adriana Neweya
Lewis Hamilton znów szokuje. "Aresztujcie ich"