Ferrari w zeszłym roku zajęło szóste miejsce w klasyfikacji konstruktorów Formuły 1 - był to najgorszy wynik włoskiej ekipy od sezonu 1980. Dodatkowo zespół nie wygrał ani jednego wyścigu - taka sytuacja miała miejsce po raz pierwszy od roku 2016. Cieniem na atmosferę w Ferrari kładło się też rozstanie z Sebastianem Vettelem.
Przed rokiem Ferrari nawet nie zaproponowało nowej umowy Vettelowi i były mistrz świata F1 wszedł w sezon 2020 w świadomość, że jego drogi z ekipą z Maranello się rozchodzą. W maju poinformowano, że następcą Niemca zostanie Carlos Sainz.
- Na początku 2020 roku w Ferrari panowała dziwna atmosfera. Zdaliśmy sobie sprawę, że nasza forma jest dużo gorsza niż zakładaliśmy. To był moment, gdy w ekipie nie działo się najlepiej. Szybko mentalność się zmieniła i pojawiła się ogromna motywacja, by wrócić na należne nam miejsce - przyznał Charles Leclerc, którego cytuje serwis F1.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wystrzelił jak z armaty. Jeszcze o nim usłyszymy
Zdaniem Leclerca, który kreowany jest na lidera Ferrari w sezonie 2021, pozytywnie na atmosferę wpłynęło też przybycie Sainza do zespołu. - To świetny gość. Nigdy z żadnym innym zespołowym kolegą nie spędziłem tyle czasu przed rozpoczęciem sezonu. Dogadujemy się naprawdę bardzo dobrze - dodał Monakijczyk.
- Carlos wnosi do zespołu doświadczenia z innych zespołów. To też jest bardzo interesujące i daje nam nowe drogi do odkrycia. Zespół jest mocno zmotywowany. Chcemy wspólnie naciskać, aby dla Ferrari nadeszły lepsze dni - stwierdził 23-latek.
Co ciekawe, Ferrari nie zdecydowało się dokonać podziału na kierowcę numer jeden i dwa, podobnie jak to było w przypadku współpracy Leclerca z Vettelem. Monakijczyk jest zatem świadomy, że czeka go wewnętrzna walka z Sainzem.
- Spędziłem więcej czasu w Ferrari, więc mam więcej doświadczenia niż Carlos. Nie sądzę jednak, abym był wyraźnym liderem Ferrari. Jestem w F1, by walczyć z najlepszymi, a Carlos się do nich zalicza. Będziemy naciskać na siebie nawzajem - podsumował Leclerc.
Czytaj także:
Lewis Hamilton wskazał najgroźniejszego rywala
Bilety na wyścigi F1 za darmo?