Red Bull Racing ma ambitne plany. Po raz pierwszy od momentu dołączenia do Formuły 1 zespół chce konstruować jednostki napędowe. W tym celu założył spółkę Red Bull Powertrains. Na jej czele stanął Ben Hodgkinson, który przez dwie dekady pracował w Mercedesie (szczegóły TUTAJ).
Brytyjczyk ma ściągnąć za sobą kolejnych pracowników Mercedesa (szczegóły TUTAJ). - Zamierzamy zatrudnić najlepszych dostępnych ludzi - powiedział wprost Christian Horner, szef Red Bulla.
Zapowiedzi Red Bulla nie robią jednak wrażenia na Mercedesie. Niemiecki zespół nie zamierza podwyższać pensji swoim pracownikom. - Jeśli tracisz kogoś z powodu pieniędzy, to może warto przyjrzeć się temu, jakie wartości są dla niego najważniejsze. Nie zawsze wysoka pensja jest czymś decydującym - powiedział motorsport.com Toto Wolff.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska fitnesska na Dominikanie. Wygląda jak milion dolarów
Szef Mercedesa jest przygotowany na to, że jego zespół może stracić kilku fachowców. - Niektórzy odejdą, niektórzy zostaną. Jednak finalnie wierzę w filozofię Mercedesa. Uważam, że jesteśmy naprawdę dobrym pracodawcą. Pracujemy pod dużą presją, ale mamy też razem sporo frajdy. Możemy być dumni z atmosfery i na niej możemy polegać - dodał Austriak.
Wolff rozumie przy tym zachowanie konkurencji. - Rozumiem podejście Christiana. Oni dopiero zaczynają budować swoją strukturę, więc muszą wyciągnąć czeki z dużymi kwotami. Nie mam jednak o to pretensji - stwierdził.
Red Bull obecnie korzysta z silników Hondy, ale Japończycy odejdą z F1 po sezonie 2021. W latach 2022-2024 "czerwone byki" będą nadal montować jednostki azjatyckiego producenta, ale będą to robić we własnym zakresie. Dopiero w roku 2025 mamy zobaczyć w F1 silnik opracowany już przez inżynierów Red Bulla.
Czytaj także:
Fatalny bilans. Gdyby nie Kubica, byłoby jeszcze gorzej
Alfa Romeo zawodzi oczekiwania