Charles Leclerc w kwalifikacjach do GP Monako uzyskał najlepszy czas, ale też rozbił swój bolid w samej końcówce Q3. Dlatego istniały obawy, że w bolidzie Monakijczyka konieczna będzie wymiana skrzyni biegów. Wiązałoby się to z karnym przesunięciem o pięć pozycji na starcie. Ferrari dokonało jednak dwóch inspekcji przekładni i uznało, że działa ona jak należy.
Na kilkanaście minut przed wyścigiem Leclerc zgłosił jednak problem z bolidem i ostatecznie nawet nie wyjechał na pola startowe.
- Musimy w pełni zrozumieć, co się stało. Usterka znajduje się w półosi po lewej stronie samochodu. To nie jest związane ze skrzynią biegów. Przekładnia była sprawdzana w sobotę wieczorem, w niedzielę rano i była gotowa na wyścig - powiedział Sky Sports Mattia Binotto, szef Ferrari.
ZOBACZ WIDEO: #dziejsiewsporcie: wypadek za wypadkiem. Tak wyglądał wyścig w Genk
- To, co się wydarzyło, jest po drugiej stronie bolidu, która nie ucierpiała w wypadku. Może zatem być w ogóle niezwiązane z incydentem z kwalifikacji. Musimy to jednak dokładnie zrozumieć i przeanalizować. Na teraz nie mamy odpowiedzi - dodał Włoch.
Binotto zdradził też, że Ferrari wcześniej nie miało tego typu usterki półosi. - Dlatego poczekajmy. Musimy dokładnie przeanalizować każdy fragment danych, by uzyskać wyjaśnienie tego, co się wydarzyło - stwierdził.
Sam Leclerc nie ukrywał swojego rozczarowania faktem, że nie mógł ruszyć do wyścigu przed własną publicznością. Dla 23-latka z Monako to kolejny pechowy występ w księstwie. Przy okazji wcześniejszych wyścigów F2 czy F1 na ulicach Monte Carlo również nie udawało mu się dojeżdżać do mety z powodu problemów technicznych.
Czytaj także:
Katastrofalny pit-stop Mercedesa w Monako
Trwa koszmar Charlesa Leclerca w Monako