Rosja doczekała się pierwszego kierowcy w Formule 1 w roku 2010, gdy partnerem Roberta Kubicy w Renault został Witalij Pietrow. Nie jest tajemnicą, że Pietrow swoją posadę zawdzięczał wsparciu finansowemu. Rosyjskie firmy zaczęły sponsorować stajnię z Enstone, na bolidach której można było zobaczyć m.in. logotypy Łady.
Pietrow kariery w F1 nie zrobił, ale w roku 2014 w kalendarzu pojawiło się GP Rosji. Wraz z wyścigiem w Soczi przybrały na sile naciski, aby kraj ten posiadał swojego reprezentanta w stawce. I tak kolejno szanse dostawali Daniił Kwiat, Siergiej Sirotkin i Nikita Mazepin.
Rosjanie traktowani jak worek z pieniędzmi
Każdego z tych kierowców łączy fakt, że swoim zespołom zagwarantował wsparcie sponsorskie - Kwiat pomógł Red Bull Racing wypromować napoje energetyczne na rosyjskim rynku, Sirotkin zapewnił ok. 20-25 mln dolarów Williamsowi, a podobną kwotę Mazepin za sprawą ojca-miliardera zaoferował Haasowi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jest moc. Nietypowy trening Wildera
Każdy z Rosjan nie zrobił też kariery w F1. Kwiat bardzo szybko stracił miejsce w Red Bullu i został zdegradowany do gorszej ekipy "czerwonych byków" - Toro Rosso (obecnie Alpha Tauri), a obecnie nie ma go nawet w stawce F1. Sirotkin po ledwie jednym sezonie został wyrzucony z Williamsa na rzecz Kubicy. W tym roku w F1 zadebiutował Mazepin, ale dla 22-latka sprawy też nie układają się najlepiej.
- Nasi kierowcy w F1, bez względu na to, ile zainwestują, raczej nie wygrają czegokolwiek w tym sporcie - ocenił w Match TV były kierowca Wiktor Kozankow, zdaniem którego zespołom zależy jedynie na pieniądzach od rosyjskich firm.
- Rosjanie siedzą w kokpitach, płacą określoną cenę za kilometr i tyle. Teraz można to zobaczyć w Haasie na przykładzie Mazepina i Schumachera. Cały zespół pracuje na rzecz Niemca i robi wszystko, aby Niemiec osiągnął jakiś sukces. Do Mazepina co najwyżej się uśmiechają - dodał Kozankow.
Rosjanie powinni stworzyć własną F1
Nie jest tajemnicą, że inwestycja Dmitrija Mazepina ocaliła Haasa od zagłady. 25-30 mln dolarów, jakie rosyjski miliarder zapewnił w tym roku amerykańskiej ekipie, zapewniło jej dalszą przyszłość w F1. O problemach Haasa świadczy chociażby fakt, że zespół ubiegłej zimy w ogóle nie rozwijał bolidu. Nie robi tego również w tej chwili, skupiając się wyłącznie na pracy pod kątem sezonu 2022.
Haas w tym roku postawił na dwóch debiutantów, bo obok Nikity Mazepina w tym zespole startuje Mick Schumacher. Kozankow nie wyklucza jednak, że młody Rosjanin po sezonie pożegna się z obecną ekipą. - One po prostu takie są - stwierdził.
- Będą się do ciebie uśmiechać, ale nigdy nie kiwną palcem, aby ci pomóc. Przynajmniej takie jest moje doświadczenie. W latach 80., gdy miałem testy we Włoszech, właściciele zespołów Formuły 3, Guido Forti i Ferdinando Ravarotto, mówili nam, że taka polityka względem Rosjan zaczyna się już w kategoriach juniorskich - dodał Kozankow.
62-latek uważa, że rosyjscy kierowcy i inwestorzy jedynie marnują czas w F1 i powinni szukać innego zajęcia. - Możesz nawet kupić zespół, ale co z nim zrobisz? Formuła 1 nie jest nam potrzebna. Powinniśmy opracować i rozwijać własne mistrzostwa - podsumował były kierowca.
Jego słowa są o tyle ciekawe, że Mazepin senior wymieniany jest jako kandydat na nowego właściciela Haasa. Jeśli miliarder z Rosji przejmie ekipę od Genego Haasa, będzie mógł w niej nawet umieścić dwóch kierowców zza wschodniej granicy. Czy to zapewni im sukces? Niekoniecznie, bo oprócz finansów potrzebny jest jeszcze talent.
Czytaj także:
Bez wyścigów F1 w bezpłatnej telewizji
Pirelli wydało raport po skandalu w Baku