Bez ojca w F1 ani rusz. Przekonał się o tym nie tylko Robert Kubica

W przypadku F1 kariery wielu kierowców nie nabrałyby impetu, gdyby nie decyzje podejmowane przez rodziców. Tak jest chociażby w przypadku Roberta Kubicy, który był surowo wychowywany i nie mógł liczyć na taryfę ulgową. Kto i ile zawdzięcza ojcu?

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Robert Kubica Materiały prasowe / Alfa Romeo Racing ORLEN / Na zdjęciu: Robert Kubica
Robert Kubica najpewniej nie trafiłby do Formuły 1, gdyby nie odważne decyzje podejmowane przez jego ojca. Wprawdzie obecnie krakowianin niechętnie rozmawia o swoim rodzicu, a ich relacje są dość chłodne, to jednak Artur Kubica zaryzykował i zaciągnął pożyczki, aby jego syn miał środki na treningi i rywalizację poza granicami kraju.

- Byłem kolesiem z egzotycznego kraju. Tylko kilku Polaków wcześniej próbowało rywalizować poza granicami Polski. Ludzie nawet nie wiedzieli skąd jestem. Niektórzy Włosi nie byli dobrzy z geografii, więc mylili Polskę z Czechosłowacją. Tymczasem Czechosłowacja wtedy już nawet nie istniała - wspominał przed rokiem Kubica w rozmowie z Mario Isolą na Instagramie.

Szybkie dorastanie Kubicy dzięki ojcu

Artur Kubica był surowym nauczycielem dla swojego syna. - Zawsze pilnował, by moje stopy pozostały na ziemi. Wszyscy mieli piękne kaski, wymalowane w różne wzory, tak samo z gokartami. Ja zawsze miałem biały kask bez jakichkolwiek naklejek, mój gokart się nie lśnił. Niczym się nie wyróżniał - wspomniał obecny rezerwowy Alfy Romeo.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szalona końcówka meczu WNBA. Rzut rozpaczy i... zwycięstwo!

36-latek dorobił się w Formule 1 opinii bardzo wymagającego kierowcy. Kubica nawet po udanych wyścigach potrafił krytykować siebie czy zespół. Starał się nie popadać w euforię. To też efekt doświadczeń zebranych podczas współpracy z ojcem na wczesnym etapie kariery. - Podczas jednego wyścigu pokazał mi Czecha, za którym miałem jechać na torze. Nagle okazało się, że go wyprzedziłem. Ojciec mi mówił, że to nic takiego, że on miał pewne problemy z silnikiem, że to o niczym nie świadczy - tłumaczył Kubica.

- Dorastałem szybko dzięki ojcu. To było surowe wychowanie - przyznał wprost Kubica, który podczas rywalizacji w kartingu we Włoszech wielokrotnie oskarżany był o oszustwa. Rywale (i ich ojcowie) byli zaskoczeni tym, że kierowca z odległej Polski potrafi z nimi wygrywać. - Byli tacy, co chcieli mnie wysyłać na kontrole antydopingowe. Dzięki tym wszystkim doświadczeniom szybko dojrzałem - stwierdził polski rodzynek w F1.

Gdy syn jest lepszy niż ojciec

Kubica nie był jednak odosobniony w swoich przeżyciach. Wielu kierowców F1 dostawało się do stawki za sprawą wsparcia ojca. Dobrym przykładem może być Max Verstappen. Holender ma ledwie 23 lata i zmierza po pierwszy tytuł mistrzowski w karierze. Spora w tym zasługa Josa Verstappena, który przed laty sam ścigał się w królowej motorsportu. Tyle że nigdy nie było mu dane włączyć się do walki o mistrzostwo świata. Verstappen senior szybko zrozumiał, że jego syn ma większe możliwości niż on sam.

- Czasem tata zmieniał coś w moim gokarcie, ale nie mówił mi szczegółów. Sam musiałem wyczuć na torze, co działa inaczej. W ten sposób uczyłem się, jaki wpływ mają niektóre elementy na samochód. Wtedy powiedział mi też ważne słowa - jeśli nic nie czujesz, to nic nie mów, nie kłam - wspominał ostatnio Verstappen w rozmowie z prywatnym sponsorem, firmą Car Next.

Kierowca Red Bull Racing przyznał też, że momentami w relacjach z jego ojcem pojawiały się pęknięcia. Trudno jednak, aby nie było inaczej, skoro Verstappen jeszcze jako nastolatek zaczął liczyć się w walce o zwycięstwa w F1. Jego rodzic mógł tylko o tym pomarzyć.

Obecnie Verstappenowie świetnie się dogadują. Jos jest obecny niemal na każdym wyścigu F1. Niewykluczone, że pewnego dnia obaj stworzą duet kierowców w wyścigu długodystansowym. Ich marzeniem jest rywalizacja w 24h Le Mans. - Może pewnego dnia się na to zdecyduję dla jego dobra, ale nie chciałbym, aby to był występ dla samego występu. Jeśli wystartujemy, to tylko po to, aby wygrać - powiedział Verstappen senior.

Gdy ojciec przeszkadza

Kubica żyje w chłodnych relacjach z ojcem, Verstappen przyznał się do "pęknięć" w relacjach ze swoim rodzicem, a podobne przeżycie ma Lewis Hamilton. Przypadek siedmiokrotnego mistrza świata F1 jest podobny do tego, jaki miał miejsce w przypadku Kubicy. Anthony Hamilton, gdy zorientował się, że jego syn ma wielki talent, podjął się pracy w kilku miejscach równocześnie, aby finansować starty Lewisa.

Gdy Hamiltonem zainteresował się McLaren, który dał mu szansę debiutu w F1 w roku 2007, Anthony pełnił funkcję menedżera swojego syna. Jednak na początku sezonu 2010 relacje obu panów zepsuły się na tyle, że Brytyjczyk zwolnił ojca. Hamilton senior przestał pojawiać się w padoku F1, nie rozmawiał z synem przez długi czas.

Na początku 2020 roku obecny kierowca Mercedesa zdradził, że po długim okresie pogodził się z ojcem. "Nasza podróż nie była łatwa. Musieliśmy stawić czoła wielu przeszkodom. Nie tylko jako ludzie, ale również jako rodzina. Tata i ja nigdy nie mieliśmy najłatwiejszej relacji. Ciężko pracował, by stworzyć dla nas szansę. To dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem" - napisał Hamilton na Twitterze.

"W poszukiwaniu sukcesu, z ogromną presją jaką na nas wywierał, byliśmy tak bardzo pochłonięci szukaniem drogi do zwycięstw, że zatraciliśmy się. Straciliśmy z oczu to, co najważniejsze, czyli nasz związek. Z czasem straciliśmy więź, jaka tworzy się między ojcem a synem, ale od dawna tego pragnęliśmy. W ciągu ostatnich lat stopniowo zbliżaliśmy się do siebie i tej zimy poprosiłem tatę, by mnie odwiedził. Żebyśmy znowu mogli spędzić czas tylko we dwoje" - dodał Hamilton.

Hamiltonowie spędzili wspólnie wakacje przed sezonem 2020. Później senior rodu został zaproszony przez kierowcę Mercedesa m.in. na świętowanie tytułu mistrzowskiego. To pokazuje, że nawet po latach można naprawić relacje z ojcem.

Gdy ojciec to legenda F1

Bez wątpienia na wsparcie ojca liczyłby obecnie Mick Schumacher. Niemiec w tym roku zadebiutował w F1 jako kierowca Haasa, ale nie może liczyć na obecność Michaela Schumachera w boksach amerykańskiej ekipy. Wielokrotny mistrz świata pod koniec 2013 roku uczestniczył w poważnym wypadku, po którym ani razu nie pojawił się publicznie.

Jak na ironię, Mick towarzyszył ojcu, gdy we francuskich Alpach doszło do fatalnego wypadku. Na własne oczy widział, jak Michael uderza głową o ścianę i także późniejszą akcję ratunkową.

- Byłem w centrum uwagi od młodzieńczych lat. Zwłaszcza ze względu na sport, jaki zdecydowałem się uprawiać. Przyzwyczaiłem się do tego przez lata i radzę sobie całkiem nieźle z presją. Wyniki o tym świadczą - powiedział Mick Schumacher w rozmowie z "Motorsort Magazine".

Niemiec na początku kariery startował jednak pod nazwiskiem panieńskim matki, aby nie budzić sensacji i nie wywołać niepotrzebnego zainteresowania mediów. Zwłaszcza że jego rywalizacja w kartingu zbiegła się w czasie z okresem, gdy Michael dochodził do siebie po wypadku w Alpach i media szukały każdej okazji, by zdobyć jakąkolwiek informację na temat stanu zdrowie "Schumiego".

Gdy ojciec jest miliarderem

W ostatnich latach w padoku F1 mamy nie tylko ojców-byłych kierowców, ale też ojców-miliarderów. Królowa motorsportu stała się na tyle drogim sportem, że odpowiednie wsparcie finansowe jest niemal konieczne, aby zapewnić sobie fotel w jednej z ekip. Przekonali się o tym Lance Stroll, Nicholas Latifi i Nikita Mazepin.

Stroll dostał się do Williamsa w roku 2017, po tym jak jego ojciec Lawrence zainwestował ok. 50 mln dolarów w brytyjską ekipę, a drugie tyle wydał na starty syna w niższych seriach wyścigowych i prywatny program testowy. Kanadyjski miliarder zakupił Strollowi m.in. starszy bolid Mercedesa.

Następnie Stroll nabył zespół F1, który obecnie zwany jest jako Aston Martin. W nim zatrudnienie znalazł jego syn. - Istnieje u nas relacja właściciel-kierowca i relacja ojciec-syn. Jeśli wyrzuci mnie z zespołu, to nie będę miał pretensji. To tylko biznes. Czasem tak bywa. Zaakceptowałbym to i ruszył dalej - powiedział przed rokiem Lance w rozmowie z Channel 4.

- Mam z ojcem dobrą relację. Świetnie się dogadujemy, a on nie depta mi po piętach i daje mi odpowiednią przestrzeń. On poza torem robi to, co do niego należy. Jako właściciel zespołu chce, by bolid był jak najszybszy, a ekipa zatrudniała jak najlepszych ludzi - dodał Stroll junior.

Nieco inne podejście ma Michael Latifi - ojciec Nicholasa. On przed przed rokiem uratował Williamsa przed bankructwem i przelał brytyjskiej ekipie ok. 35 mln dolarów. Kanadyjczyk nie wpływa jednak na codzienne życie ekipy. Co więcej, zainwestował fundusze w inny zespół - zostając akcjonariuszem McLarena. Latifi senior przekonuje, że F1 to dla niego biznes jak każdy inny. Dlatego nie będzie na siłę kupował synowi miejsca w zespołach.

Czytaj także:
W nim Alfa Romeo widzi przyszłość
Max Verstappen w drodze po tytuł

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×