Ferrari z ostatniego tytułu mistrzowskiego w Formule 1 cieszyło się w roku 2008 i w Maranello uznano, że okres oczekiwania na kolejny triumf jest zbyt długi. Dlatego kilkanaście miesięcy temu podjęto decyzje, które mają przynieść konkretne profity w przyszłości. Jedną z nich jest budowa nowego symulatora.
Poprzednia maszyna, nazywana "pająkiem" - ze względu na sieć połączonych ze sobą monitorów, była już przestarzała i ustępowała rywalom z F1 pod względem innowacyjności. Dlatego Ferrari podjęło decyzję o budowie nowego symulatora. Inwestycja warta była kilkanaście milionów dolarów, choć w Maranello nie chcą oficjalnie chwalić się kwotami.
Ferrari sprytnie rozegrało kwestię budowy symulatora, bo jego budowę rozpoczęto jeszcze przed wejściem w życie limitów finansowych w F1. Od tego roku każda ekipa może wydać maksymalnie 145 mln dolarów, a w kolejnych sezonach progi będą jeszcze niższe.
W środę Włosi pochwalili się zakończeniem inwestycji. Symulator jest już gotowy, a w najbliższych tygodniach trwać w nim będą prace kalibracyjne, które mają sprawić, że wirtualna maszyna będzie dość dobrze odzwierciedlać to, co dzieje się na torze rzeczywistym. Natomiast we wrześniu w nowoczesnym budynku ruszą pełną parą prace nad samochodem szykowanym na rok 2022.
"Nowy symulator jest absolutnie najnowocześniejszą maszyną tego typu i oddaje środowisko w 360 stopniach" - napisano w komunikacie Ferrari.
- Symulacje i nowoczesne technologie będą odgrywać coraz większą rolę w rozwoju bolidu F1. Wierzymy, że dokonaliśmy najlepszego możliwego wyboru, skupiając się na stworzeniu narzędzia, które umożliwi nam dokonanie skoku jakościowego w tym sektorze - powiedział Gianmaria Fulgenzi, który nadzorował proces powstawania symulatora.
Czytaj także:
Kolejny chętny do jazdy w Alfie Romeo
Wysyłają byłego mistrza F1 na emeryturę
ZOBACZ WIDEO: Iga Baumgart-Witan porównana do absolutnej legendy lekkiej atletyki. "Skoro tak mówią, to miło"