Dyskusje na temat kar w Formule 1 rozpoczęły się od wyścigu w Austrii, gdzie kierowcy otrzymali szereg sankcji za wypychanie rywali poza tor. Sytuacji nie poprawiła też decyzja stewardów z GP Wielkiej Brytanii, gdzie Lewis Hamilton otrzymał ledwie 10 s kary za wyrzucenie z wyścigu Maxa Verstappena. Zdaniem znacznej części ekspertów, w tym przypadku bardzo łagodnie potraktowano mistrza F1.
Sytuację stara się zrozumieć Damon Hill. Mistrz świata F1 z sezonu 1996 w podcaście "F1 Nation" stwierdził, że królowa motorsportu dąży do tego, by kierowcy wyprzedzali się w sposób czysty, bez powodowania wypadków innych kierowców.
- Wydaje mi się, że Michael Masi jako dyrektor wyścigowy F1 stara się osiągnąć coś takiego. Nie mam pewności, bo nie rozmawiałem z nim o tym osobiście. Jednak myślę, że Masi i sędziowie dają kary w sytuacjach, gdy dojdzie do kontaktu, bo w takich przypadkach zawsze można kogoś obwinić - powiedział Hill.
ZOBACZ WIDEO: Odważne słowa! Mateusz Gamrot nie gryzie się w język: Gram grubo!
- Celem F1 jest sprawienie, by bolidy ścigały się bez kolizji. Czasem jest to nieuniknione, bo w końcu kierowcy podejmują ryzyko i takie sytuacje mogą się zdarzyć. Jednak nie możesz traktować bolidu jako broni, za sprawą której uniemożliwisz rywalowi przeprowadzenie manewru. Bo jeśli pozwolimy na takie zagrywki, to gdzie jest granica? - zapytał były mistrz świata F1.
Zdaniem Brytyjczyka, Formuła 1 musi robić wszystko, by ganić jazdę na pograniczu faulu, bo może to doprowadzić do tragedii. Widzieliśmy to chociażby w GP Wielkiej Brytanii, gdzie Verstappen wyleciał z toru przy prędkości niemal 300 km/h.
- Przed laty mieliśmy sytuację na Suzuce między Senną i Prostem. Tam był wyraźnie złośliwy ruch. Senna nie zamierzał skręcać w zakręt, tylko chciał uderzyć w Prosta i zostać mistrzem świata. To nie jest sport, to jest faul. Musi być jakaś granica, której będziemy się trzymać - podsumował Hill.
Czytaj także:
Robert Kubica wraca do bolidu F1!
Alfa Romeo boi się George'a Russella