"Ulga dla mamy". Gwiazda kończy karierę

Najbliższe GP Abu Zabi to ostatni wyścig F1 w karierze Kimiego Raikkonena. Dla barwnego 42-latka nie jest to wielkie wydarzenie. - Od dawna odliczam wyścigi do końca - mówi Fin, z którego emerytury najmocniej ucieszy się jego matka.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Kimi Raikkonen Materiały prasowe / Alfa Romeo Racing ORLEN / Na zdjęciu: Kimi Raikkonen
Kimi Raikkonen kończy karierę w Formule 1. Fin żegna się z królową motorsportu jako najbardziej doświadczony kierowca w jej historii - z 349 startami na koncie zajmuje pierwsze miejsce w klasyfikacji wszech czasów. W tym okresie Raikkonen wygrał 21 wyścigów i zdobył jeden tytuł mistrzowski w roku 2007.

Nawet jeśli talent predysponował fińskiego kierowcę do większych osiągnięć, to on sam stara się nie oceniać swojego życia takimi kategoriami. W wieku 42 lat Raikkonen nadal ma frajdę ze ścigania, ale znudziły go inne obowiązki towarzyszące F1 - ciągłe podróże i rozmowy z mediami.

Rodzina ważniejsza niż F1

- Od dłuższego czasu odliczam wyścigi do końca - powiedział Raikkonen w podcaście "Beyond The Grid".

ZOBACZ WIDEO: Rewolucja w F1. Robert Kubica mówi o tym, co nas czeka

Chociaż Alfa Romeo proponowała swojemu kierowcy rolę doradcy, to Raikkonen ją odrzucił, bo wiązałaby się z kolejnymi lotami i przebywaniem z dala od domu. Tymczasem Fin chce poświęcić więcej czasu żonie Minttu oraz swoim dzieciom. Ucieszy się też jego matka - Paula.

- Myślę, że mama poczuje ulgę i jest szczęśliwa z tej decyzji. Od jakichś 15 lat pyta mnie ciągle, czy w końcu przestanę się ścigać! Dzieciaki też nie mogą się tego doczekać. Wielokrotnie mnie już o to pytały i jestem pewien, że będą bardzo szczęśliwe, gdy będę często w domu. Rozumiem to i chcę z nimi być - powiedział były mistrz świata F1.

Dla Kimiego Raikkonena nie jest to jednak pierwsze rozstanie z F1. Po sezonie 2009 jego umowa z Ferrari została rozwiązana, bo Włosi szukali miejsca w zespole dla Fernando Alonso. Wypłacili wtedy Finowi wielomilionowe odszkodowanie, ale ten nie mógł w tym okresie podpisać kontraktu z inną ekipą.
Kimi Raikkonen ostatnie lata kariery spędził w Alfie Romeo (fot. Alfa Romeo Racing ORLEN) Kimi Raikkonen ostatnie lata kariery spędził w Alfie Romeo (fot. Alfa Romeo Racing ORLEN)
Raikkonen spędził poza F1 dwa lata, startując m.in. w rajdach samochodowych WRC. Do stawki królowej motorsportu wrócił w sezonie 2012, gdy Lotus potrzebował kierowcy, po tym jak Robert Kubica doznał poważnych obrażeń w wypadku.

Nagle okazało się, że ekipa z Enstone stworzyła tak konkurencyjny bolid, że Fin był w stanie wygrywać nim pojedyncze wyścigi. W fabryce Lotusa inżynierowie mówili później, że gdyby Kubica siedział za kierownicą tego samochodu, to zostałby mistrzem świata, ale to opowieść na inną okazję.

- Czy to odejście z F1 jest bardziej autentyczne niż tamte poprzednie w roku 2009? Nie. Gdyby ktoś wtedy spytał mnie, czy stawiać pieniądze na mój powrót, to nie postawiłbym ani jednego dolara. Nie chciałem wracać do F1, ale z różnych powodów to zrobiłem i oto tu jesteśmy - powiedział Raikkonen.

"Nie zmieniłbym niczego"

Kulisy debiutu Raikkonena w F1 były dość szalone. Na jego talencie dość szybko poznał się Peter Sauber, który zaprosił go na testy. Miał wtedy ledwie 21 lat, niewielkie doświadczenie w innych seriach wyścigowych, bo w jednomiejscowych bolidach zaczął się ścigać ledwie rok wcześniej. W obecnych realiach Fin nie dostałby tzw. superlicencji, czyli dokumentu niezbędnego do jazdy w F1.

Jednak czasy osiągane przez Raikkonena na Mugello zszokowały wszystkich, może z wyjątkiem Saubera. Szwajcar był tak pewny talentu Fina, że postawił się nawet Red Bullowi. "Czerwone byki", które wspierały wówczas finansowo ekipę z Hinwil, chciały na sezon 2001 zakontraktować innego kierowcę. Sauber postawił jednak na swoim i nie żałował.

- Nie mam co narzekać na karierę. Miałem dobry okres i nie zmieniłbym niczego, nawet jeśli oznaczałoby to więcej zwycięstw lub więcej tytułów mistrzowskich. Jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem - powiedział Raikkonen.

Jedyny taki kierowca w obecnych czasach F1

Fin po świetnym debiucie w Sauberze po ledwie roku trafił do McLarena. Tam od razu osiągał świetne czasy. Gdyby brytyjska ekipa dysponowała mniej awaryjnym bolidem, być może udałoby się jej przełamać dominację Michaela Schumachera i Ferrari. A tak, Kimi Raikkonen na swój pierwszy i jedyny tytuł musiał czekać do roku 2007 i transferu do... Ferrari.

O Raikkonenie bywało też głośno z powodu jego pozatorowych wybryków. W Monako, gdy w czasach startów McLarenem zawiódł go bolid, prosto z toru udał się na jacht i resztę rywalizacji obserwował z drinkiem w ręku. Po zakończeniu sezonu 2018 potrafił upić się na gali FIA w Rosji. - Było tak sztywno, że musiałem jakoś rozkręcić tę imprezę - żartował później w jednym z wywiadów.

W swojej autobiografii potrafił też przyznać, że w sezonie 2013 miał okres, gdy przez 16 dni z rzędu upijał się alkoholem. - Nic nie pamiętam z tego okresu. To inni musieli mi mówić o tym, co robiliśmy - powiedział Raikkonen, który wykorzystał przerwę między wyścigami i zrobił sobie małe tournee po Europie.
Kimi Raikkonen po wielu latach żegna F1 (fot. Alfa Romeo Racing ORLEN) Kimi Raikkonen po wielu latach żegna F1 (fot. Alfa Romeo Racing ORLEN)
Znakiem rozpoznawczym Raikkonena stały się też proste, ale treściwe komunikaty radiowe. "Zostawcie mnie w spokoju, wiem co robię" - to jeden z nich. Były też takie, w których nie gryzł się w język i zapowiadał chociażby pobicie kolegi z toru za blokowanie czy doprowadzenie do kontaktu.

Taki był, jest i będzie Kimi Raikkonen - do bólu szczery i prosty. Wraz z jego odejściem F1 sporo straci, bo w obecnych czasach niewielu jest kierowców, którzy w tym sporcie mówią, co myślą. Fin jest jednym z nich.

Czytaj także:
Powrót legendy do Ferrari? Aż trudno to sobie wyobrazić!
Kto zostanie mistrzem F1? Oto możliwe scenariusze

Czy Kimi Raikkonen dodawał kolorytu F1 przez te wszystkie lata?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×