W ostatnich miesiącach ekolodzy wielokrotnie próbowali storpedować zorganizowanie GP Holandii. Wszystko przez fakt, że tor Zandvoort położony jest tuż nad morzem, w rejonie strzeżonych wydm. W okolicy żyją też gatunki chronione zwierząt. Aktywiści twierdzili, że ciężki sprzęt używany do remontu obiektu, doprowadzi do zniszczenia środowiska. Mimo to, ich liczne działania nie przyniosły efektów.
Finalnie Formuła 1 na początku września 2021 roku zawitała do Zandvoort po 35-letniej przerwie. Trybuny pękały w szwach, pomimo obostrzeń covidowych, a miejscowa publika mogła oklaskiwać zwycięstwo Maxa Verstappena. Fenomen kierowcy Red Bull Racing, który w Holandii stał się bohaterem narodowym, sprawił, że brakuje już biletów na zawody planowane na 2022 rok.
Problem w tym, że ekolodzy znów próbują odwołać GP Holandii. Grupa zrzeszona w ramach "Mobilization for the Environment" twierdzi, że wyścigi niszczą wydmy w Zandvoort. Kompletnie z tymi zarzutami nie zgadza się Jan Lammers. Szef GP Holandii uważa, że królowa motorsportu odpowiada za ledwie 1 proc. spalin emitowanych w rejonie.
Aktywiści mają jednak swoje wyliczenia, które są gotowi przedstawić w sądzie. - Prawny wymóg jest jednoznaczny. Przy organizacji takich imprez nie może być wątpliwości, co do możliwych szkodliwych konsekwencji dla środowiska naturalnego - powiedział w rozmowie z f1maximaal.nl Valentijn Wosten, radca prawny.
- Ekolodzy mają raport, który pokazuje, że wątpliwości są. Dlatego sędzia może unieważnić decyzję o rozgrywaniu w Zandvoort wyścigu F1. Polityków czeka poważna debata na temat organizacji imprezy masowej w środku wrażliwych i cennych wydm - dodał Wosten.
Zdaniem holenderskiego radcy prawnego, dyskusja na temat wpływu wyścigu F1 na środowisko w Zandvoort jest niepotrzebna i obstawianie przy tej lokalizacji "nie jest dobre dla nikogo". Sugeruje on, że lepszym rozwiązaniem byłoby przeniesienie GP Holandii na inny tor.
Niewzruszony działaniami aktywistów jest jednak szef GP Holandii. - Wzbudzamy zainteresowanie robiąca wyścig F1. To stwarza szansę organizacjom proekologicznym, by się wypromować. To jest ich prawo, a my możemy się bronić w sądzie. Ostatecznie to sędzia będzie musiał podjąć decyzję - powiedział Jan Lammers.
Holender w przeszłości sam ścigał się w F1 i jego zdaniem, królowa motorsportu obecnie nie ma tak negatywnego wpływu na środowisko. - Gdy byłem w F1, to mieliśmy 200-litrowy bak w bolidzie i to wystarczało na wyścig. Wtedy mieliśmy silniki o mocy nieco ponad 500 KM. Teraz samochód ma 136-litrowy zbiornik i 1000 KM mocy. Obecne bolidy zużywają minimum energii względem tego, co kiedyś - dodał.
Czytaj także:
F1 wymaga zmian. "Zespoły mają zbyt dużą władzę"
Dyrektor wyścigowy F1 nie jest problemem
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: solówka a la Messi! Mijał rywali jak tyczki